559
DZIECI
się jednak, że postępowanie rodziców nie kształtuje inteligencji, czy też osobowości dzieci w dłuższej perspektywie czasowej. Słysząc to, wiele osób zapyta z pewnością: „Twierdzisz więc, że sposób, w jaki traktuję swoje dziecko, nie ma znaczenia?” Tę istotną kwestię rozważymy pod koniec tego rozdziału. Najpierw jednak przedstawię publiczne reakcje na teorię Harris oraz moją ocenę jej wniosków.
Książka The Nurture Assumption stanowiła niewątpliwie istotny wkład we współczesne życie intelektualne. Chociaż jej myśl przewodnia wydaje się sprzeczna z intuicyjnymi przekonaniami, wnioski autorki są w pewnej mierze słuszne, przy czym w książce pojawiają się prawdziwe dzieci, a nie małe, ulegle konstrukty teoretyczne, których nigdy nie spotkalibyśmy w rzeczywistym świecie. Harris poparła swoją hipotezę wynikami wielu badań z rozmaitych dziedzin, a interpretując je wykazała się analityczną przenikliwością i przedstawiła coś, co należy do rzadkości w naukach społecznych - propozycje nowych badań empirycznych, które mogą podważyć jej dotychcżasowe wnioski. Autorka zaproponowała także oryginalne rozwiązania trudnych problemów społecznych, w których wypadku pilnie potrzebujemy nowych pomysłów - chodzi tu o podupadające szkoły, o palenie tytoniu wśród nastolatków czy o przestępczość nieletnich. Jeśli nawet wnioski Harris okażą się w większości błędne, to jej książka skłania czytelnika do spojrzenia z nowej, odkrywczej perspektywy na okres dzieciństwa, a więc i na to, co sprawia, że stajemy się tym, kim jesteśmy.
Jak zareagowała opinia publiczna? Pierwsza popularnonaukowa prezentacja tej teorii ukazała się na kilku stronach mojej książki Jak działa umysł. Omówiłem w niej badania empiryczne, na których opierają się trzy prawa genetyki behawioralnej, a także artykuł Harris z 1995 roku, zawierający wyjaśnienie owych praw. Autorzy wielu recenzji poświęcili tym kilku stronom szczególnie dużo uwagi, czego przykładem jest między innymi analiza autorstwa Margaret Wertheim:
Od piętnastu lat - odkąd zajęłam się publicystyką naukową - nie zetknęłam się z tak poważnym nadużyciem w dziedzinie, która jest mi tak bliska. (...) Szczególnie przerażające jest w tej teorii - poza śmiechu wartym wyobrażeniem na temat dynamiki rodziny - całkowicie błędne rozumienie pojęcia nauki. Nauka nigdy nie dowiedzie, ile procent naszej osobowości ukształtowało się pod wpływem wychowania. (...) Sugerując, że nauka może to czynić i rzeczywiście to czyni, [autor] wywołuje w nas przekonanie, że naukowcy są w najlepszym razie naiwniakami, a w najgorszym - groźnymi faszystami. Moim zdaniem właśnie takie twierdzenia szkodzą dobremu imieniu nauki i przyczyniają się do silnego sprzeciwu wobec niej58.
58 M. Wertheim, „Mindfield” (recenzja książki Jak działa umysł Stevena Pinkera), The Au-stralian Rewew ofBooks, 1998.