567
DZIECI
wieśnicy. „Pokładam nadzieję w Bogu, że to nieprawda” - powiedziała pewna matka dziennikarzowi „Chicago Tribune”. „Myśl, że cała ta miłość, którą mu daję, w ogóle się nie liczy, jest zbyt okropna, żeby się nad nią zastanawiać”71. Podobnie jak w wypadku innych odkryć dotyczących natury ludzkiej, ludzie „pokładają nadzieję w Bogu, że to nieprawda”. Prawda nic sobie jednak nie robi z naszych nadziei, a czasami zmusza nas do spojrzenia na nie w nowy, niekonwencjonalny sposób.
Tak, to smutne, że nie istnieje przepis na wychowanie dziecka na szczęśliwego, odnoszącego sukcesy człowieka. Czy jednak rzeczywiście chcielibyśmy z góry określać wszystkie cechy naszych dzieci, rezygnując z zachwytu, jaki budzą w nas nieprzewidywalne talenty i nietypowe cechy, które każde dziecko przynosi ze sobą na świat? Ludzi przeraża wizja klonowania ludzi i związana z nim wątpliwa obietnica, że rodzice będą mogli projektować swoje dzieci dzięki inżynierii genetycznej. Czym jednak różni się to od fantastycznego przekonania, że rodzice mogą projektować swoje dzieci za pomocą oddziaływań wychowawczych? Rodzice o realistycznym spojrzeniu na proces wychowania byliby rodzicami spokojniejszymi. Mogliby cieszyć się czasem spędzanym z dziećmi, zamiast starać się nieustannie je stymulować, socjalizować i doskonalić ich charakter. Mogliby czytać dzieciom bajki dla przyjemności, a nie dlatego, że czytanie dobrze wpływa na neurony.
Wielu krytyków oskarża Harris o próbę zwolnienia rodziców z odpowiedzialności za życie ich dzieci - jeśli dzieci wyrastają na ludzi nieszczęśliwych, rodzice mogą powiedzieć, że to nie ich wina. Jednakże autorka tym samym czyni rodziców odpowiedzialnymi za ich własne życie - jeśli życie nie układa się po twojej myśli, przestań jęczeć, że wszystkiemu winni są twoi rodzice. Harris ratuje matki przed absurdalnymi teoriami, w których obwinia się je za wszelkie nieszczęścia spotykające ich dzieci, a także przed surowymi, wszystkowiedzącymi „ekspertami”, którzy sprawiają, że matki czują się jak złe wiedźmy, kiedy wymykają się z domu do pracy albo raz na jakiś czas rezygnują z przeczytania dziecku bajki na dobranoc. Ponadto jej teoria nakłada na nas zbiorową odpowiedzialność za to, by dzieci dorastały w zdrowych dzielnicach i kulturach, w których zakorzenione są ich grupy rówieśnicze.
Został nam jeszcze jeden zarzut. „Twierdzisz więc, że nie ma żadnego znaczenia, w jaki sposób traktuję moje dzieci?” Co za pytanie! Oczywiście, że to ma znaczenie, a Harris przypomina czytelnikom, dlaczego.
Po pierwsze, rodzice mają nad dziećmi wielką władzę, a ich postępowanie może w znacznym stopniu wpływać na poczucie szczęścia dzieci.
71 Cyt. w: B. M. Rubin, „Raising a ruckus being a parent is difficult, but is it necessary?”, Chicago Tribune, 31 sierpnia 1998.