w historie same w sobie przeróżne, opowiadane przez innych o nich samych i przez innych o nas. Stąd rodzi się zadanie wymiany wspomnień. Polega ono na przyjęciu z wyobraźnią i ze współczuciem historii innych ludzi poprzez relacje o życiu, którego one dotyczą. Ale ten wymóg posuwa się dalej i nakazuje nam posiąść umiejętność odmalowywania siebie w inny sposób poprzez relacje, które inni przekazują na nasz temat. Tak dzięki korekcie relacji przebiega korekta wspomnień.
Owa korekta dotyka jednego drażliwego punktu — kwestii wydarzeń uważanych za fundamentalne dla historii poszczególnych narodów. Każdy powinien ponownie odczytać te wydarzenia w świetle relacji, jakie przekazują o nich inni. Trzeba poza tym zrozumieć, że inni powołują się na inne fundamentalne wydarzenia, które są niezastępowalne, ale przecież komuni-kowalne. Tak w skrócie przedstawia się zakorzeniony w tym, co przed chwilą nazwaliśmy gościnnością użyczaną przez mowę, inny rodzaj gościnności, którą można nazwać narracyjną. Polega ona na przyjmowaniu historii innych ludzi do mojej własnej historii.
Na horyzoncie pracy polegającej na rewizji naszych własnych, tradycyjnych relacji, rysuje się trzeci model mediacyjny, czyli model odpowiedzialności w samym sercu tego, co słabe, model przebaczenia. Dotykamy tutaj ran zadawanych sobie wzajemnie przez wielkich aktorów światowej historii. Wszyscy, którzy działali, wcześniej czy później cierpieli. Ważnę jest zatem, abyśmy podzielali cierpienia innych, abyśmy wyobrazili sobie ich cierpienia, zanim zaczniemy rozpamiętywać nasze własne. Nasuwa się tutaj bardzo wyraźnie jedno pytanie: Czy przebaczenie może być kategorią polityczną? Briser la dette (Skruszyć dług) — mówi piękny tytuł książki, którą napisał Ołivier Abel.
Zgadzam się, że stoimy teraz na granicy polityki i poezji. Ale dobrze jest wiedzieć, że polityka nawet w całej swojej surowości pozostaje polityką tylko pod warunkiem, że zasada wzajemnego uznania potrafi czasem dopuszczać wyjątkowe przebaczenie, dzięki czemu ekonomia daru z jej logiką nadmiaru współdziała z ekonomią wzajemności oraz równoważności. Myślę tutaj o geście kanclerza Brandta klękającego w Warszawie, prezydenta Havla proszącego o przebaczenie Niemców za złe traktowanie mieszkańców Sudetów pod koniec drugiej wojny światowej i prezydenta Sadata pojawiającego się w Knessecie w Jerozolimie. Nie da się zaprzeczyć, że te gesty odpowiadają na słabość, dając dowody jeszcze większej słabości. Sprzeciw tego, co niewybaczalne i domaganie się nie przedawnienia wystarczająco nam przypominają o tej skrajnej słabości. Trzeba wyraźnie stwierdzić: jeżeli chodzi o ofiary nie ulegających przedawnieniu zbrodni, które owe ofiary uważają za niewybaczalne, nie ma innej rady niż oczekiwać na lepsze czasy, gdy sformułowanie krzywd doznanych przez zranionego wywrze swój oczyszczający skutek i gdy raniący dojdzie aż do granicy pamięci o zbrodniach popełnionych przez swoich współobywateli. Jest czas na niewybaczal-ność i czas na przebaczenie. Przebaczenie wymaga dużej cierpliwości.
Mój wkład w dyskusję różni się od podejścia psychiatrycznego, ponieważ nie opiera się na doświadczeniu klinicznym i na opisie występowania zaburzeń umysłowych, lecz zwraca się ku najbardziej powszechnemu i najbardziej wspólnemu ludziom doświadczeniu cierpienia. Poza tym celem mojej pracy nie jest także wskazywanie kierunku terapeutycznego działania, lecz tylko rozjaśnianie naszego zrozumienia ludzkiej istoty, jako bytu zdolnego do wytrzymywania, do znoszenia cierpienia. Zakładam, że medycyna kliniczna i fenomenologia krzyżują się na płaszczyźnie semiologii, w rozumieniu znaków cierpienia. Pierwsza z tych dziedzin służy drugiej swoją wiedzą, druga uczy pierwszą, jak zrozumieć cierpienie, co wydaje się leżeć u podstaw relacji terapeutycznej jako takiej. Niewątpliwie porozmawiamy jeszcze za chwilę
0 tym wzajemnym i krzyżującym się nauczaniu.
Zaczynam od razu od trudności związanych z tym tematem. Pierwszą z nich omówię bardzo szybko. Dotyczy ona granicy pomiędzy bólem
1 cierpieniem. Przedstawiciel medycyny klinicznej ma swoje dane, pozwalające mu poznać związek pomiędzy zaburzeniami umysłowymi i psychiką, uważaną za “miejsce“ tych zaburzeń. Co to jednak znaczy “miejsce", okolica, moment itd., co to znaczy psychika? Psychiatrzy i fenomenologowie kierują się więc we wspólnym porozumieniu ku znakom, a więc ku semiologii, aby uzasadnić odrębne użycie terminów “cierpienie" i “ból". Zgodzimy się zatem, by termin “ból“ pozostawić dla doznań odczuwanych jako umiejscowione w poszczególnych narządach ciała albo w całym ciele, a termin “cierpienie" — dla doznań otwartych na introspekcję, język, stosunek do samego siebie, stosunek do innego, stosunek do sensu, do stawiania pytań — wszystkim tym zajmiemy się za chwilę. Lecz czysty, czysto fizyczny ból pozostaje przypadkiem granicznym, jak jest nim być może jakieś przypuszczalne czysto psychiczne cierpienie, które rzadko występuje bez stadium somatycznego. To wzajemne zachodzenie na siebie wyjaśnia wahania potocznego języka: mówimy o bólu z powodu straty przyjaciela, ale oświadczamy, że cierpimy, gdy mamy chore zęby. Nasze rozróżnienie bólu i cierpienia na podstawie dwóch semiologii. o których właśnie mówiliśmy, jest więc czymś w rodzaju typu idealnego.
Druga trudność jest poważniejsza: jeżeli nie ma się za przewodnika danych medycyny klinicznej dotyczących występowania chorób, jak nie zagubić się w nie mającej końca litanii chorób, w nieskończonym złu narzekań? Aby
55