wielkiego, zastępczego, nieoczekiwanego czegoś, co schlebiało )e) próżności, syciło pewność siebie i, jakkolwiek emocjonujące, najwyraźniej nie nicowało jej kompletnie (odwrotnie niż mnie).
Consuela wyznała mi w czasie jednego z przesłuchań, że w szkole średniej miała chłoptaka, który szalał za widokiem jej menstruacji. Kiedy tylko zaczynał jej się okres, dzwoniła do niego, a on natychmiast przybiegał, żeby patrzeć, jak krew spływa jej po nogach na podłogę.
-1 pozwalałaś mu na to?
-Tak.
- A rodzina? Co z twoją tradycyjną rodziną? Miałaś piętnaście lat, nie wolno ci było wracać po ósmej wieczorem, nawet w lecie, a robiłaś takie rzeczy? Twoja babcia z tytułem książęcym nabożnie czci różaniec, a ty wyrabiasz takie rzeczy?
-Już nie miałam piętnastu lat, miałam szesnaście.
- Szesnaście. Ach tak. To wszystko wyjaśnia. I jak często się to zdarzało?
- Za każdym razem, jak miałam okres. Co miesiąc.
- A kim był ten chłopak? Podobno nie wolno ci było przyjmować chłopców w pokoju? Kto to był? Kto to jest?
Chłopiec z porządnej rodziny. Też Kubańczyk. Carlos Alonso. Bardzo dobrze ułożony, schludny - wyjaśnia mi Consuela - zawsze przychodził po nią pod same drzwi, w garniturze i pod krawatem, nigdy nie trąbił spod domu, czasem wchodził, witał się z rodzicami, siadał z nimi na pogawędkę; powściągliwy chłopiec z dobrej rodziny, doskonale świadomej własnej pozycji społecznej. Tak samo jak w jej rodzinie, tak i u niego okazywano wielki szacunek ojcu, wszyscy byli dobrze wykształceni, wszyscy płyn-
nie dwujęzyczni, kończyli właściwe szkoły, należeli do właściwych klubów towarzyskich, czytywali „El Diario” i „Bergen Record”, kochali Reagana, kochali Busha, nienawidzili Kennedy’ego — bogaci Kubańczycy z New Jersey, spadkobiercy Ludwika XTV — a ten Carlos dzwoni do Con-sueli i prosi ją: nie odbywaj menstruacji beze mnie.
Wyobraźcie to sobie. Popołudnie po szkole, łazienka, przedmiejska dzielnica Bergen County, i tych dwoje, zahipnotyzowanych enigmą jej krwawego upływu — jak jacyś, z przeproszeniem, Adam i Ewa. Bo Carlos też został zaczarowany. On także wie, że ona jest dziełem sztuki, sztuki klasycznej, pięknem w klasycznej formie, ale żywym, żywym — a czymże jest odpowiedź estetyczna na piękno żywe, proszę szanownych studentów? Pożądaniem. Tak, Carlos jest lustrem Consueli. Mężczyźni zawsze byli i są jej lustrem. Lubią nawet patrzeć na jej menstruację. Ona jest magią żeńską, której mężczyzna ujść nie zdoła. Chodzi kulturalnie odziana w chwalebną kubańską przeszłość, ale jej przyzwolenia wypływają z próżności. Jej przyzwolenia wynikają z patrzenia w lustro i powtarzania sobie: Jeszcze ktoś musi koniecznie to zobaczyć”.
— Dzwoń do mnie — powiedziałem jej — kiedy zaczyna ci się okres. Chcę, żebyś przychodziła wtedy tutaj. Ja też chcę patrzeć.
Ja też. Oto dowód mojej nieskrywanej zazdrości, gorączki mojego pożądania — przez nie właśnie wydarzyło się coś bliskiego katastrofy.
Bo jednocześnie, w tym samym roku, miałem romans z niezwykle atrakcyjną, silną, odpowiedzialną kobietą, bez zadawnionych blizn, bez wad, bez szalonych poglądów, kobietą o przenikliwej inteligencji, pod każdym względem godną zaufania, zanadto pozbawioną ironii, aby stać ją było na lekki choćby dowcip, ale za to zmysłową, doświadczo-
43