RECENZJE KSIĄŻKI
Paul Clancy, Andre Brack, Gerda Horneck W POSZUKIWANIU ŻYCIA Badania Układu Słonecznego Tłum. Urszula i Mariusz Seweryńscy Prószyński i S-ka Warszawa 2008
Książka „W poszukiwaniu życia" trojga naukowców związanych z Europejską Agencją Kosmiczną pochodzi wprawdzie z 2005 roku, ale daje aktualny obraz tego, czym astronautyka obecnie się zajmuje i jakie ma plany. Clancy, Brack i Horneck stawiają tezę, że prawdziwym powodem sondowania kosmosu jest nadzieja, że gdzieś odkryjemy przejawy i formy życia innego niż na Ziemi. Pytania o życie poza Ziemią uznają za fundamentalne, a poszukiwanie go - za powinność wobec przyszłych, ale także przeszłych pokoleń.
Tytułowego życia ich zdaniem należy poszukiwać na Marsie i na lodowych księżycach Jowisza: Europie, a być może też na Ganime-desie i Callisto. Nie od rzeczy będzie zbadać gruz krążący po Układzie Słonecznym, gdyż udowodniona wydaje się wymiana meteorytów między Marsem a Ziemią. W przypadku wybicia w przestrzeń materiału skalnego (np. wskutek uderzenia głazów z kosmosu w planetę) część mikrobów bytujących w skale jest w stanie przetrwać nie tylko sam moment kolizji, ale także miliony lat w próżni oraz przejście przez atmosferę innej planety. W tym sensie XIX-wieczna hipoteza panspermii -wędrowania zarodników życia po kosmosie - staje się znów aktualna.
Autorzy radzą także baczniej przyjrzeć się kometom, w których jak w statkach kosmicznych proste organizmy mogłyby przemierzać przestrzeń międzygwiezdną. Wskazują, że koncepcja Freda Hoyle’a, iż komety przenoszą mikroby i nawet powodują na Ziemi epidemie, wydaje się coraz mniej wyssana z palca. W poszukiwaniu życia należy podążać za wodą, chociaż wtedy można liczyć głównie na znalezienie organizmów ziemskiego typu.
Znaczna część książki jest poświęcona Marsowi i kwestiom związanym z bliskim, szacowanym na lata 2020-2030, lotem załogowym na tę planetę. Prawie na pewno odbędzie się on według scenariusza byłego inżyniera NASA Roberta Zubrina, który analizując wyprawy polarne, doszedł do wniosku, że należy maksymalnie wykorzystać zasoby miejscowe. Istotne jest zatem odkrycie wody marsjańskiej i użycie miejscowego CO2 z atmosfery do wyprodukowania paliwa na powrót. Obecność ziemskich badaczy na Czerwonej Planecie jest nieodzowna: gdyby zamiast automatów wylądowali ludzie, sprawa występowania tam życia byłaby dziś przesądzona.
Książka prominentnych Europejczyków jest sucha i zwięzła jak raport o stanie badań naukowych, rzetelna i nie ukrywa trudności. Z tych najpoważniejszą kwestią wydaje się napęd: te silniki, którymi dysponujemy dziś, wystarczą, by dolecieć do Marsa, ale nie dalej. Clancy, Brack i Horneck wyglądają na entuzjastów wyjścia ludzkości w kosmos. Liczą się tu względy nie ekonomiczne, gdyż trudno wymagać, by astronautyka szybko stała się dochodowa, ale cywilizacyjne: ludzkość tkwiąca na Ziemi jak przy-murowana będzie pogrążała się w apatii i stagnacji. Te przepełnione egzaltacją słowa są w tej książce jedynym świadectwem, że pod chłodną i wyważoną pozą naukowców buzują emocje i skrywa się wiara, że jednak gdzieś w kosmosie inne życie istnieje. Jeśli nie w Układzie Słonecznym, to w Galaktyce i dalej. I że prędzej czy później na nie natrafimy.
MAREK ORAMUS
Maria Ewa Sołtys TYLKO WE LWOWIE Dzieje iycia i działalności Mieczysława i Adama Sołtysów Ossolineum Wrocław 2008
Tomasz Ciepielowski (SP5CCC) Georgij Czlijanc (UY5XE) LWOWSKI KLUB KRÓTKOFALOWCÓW Zarys dziejów WKŁ
Warszawa 2008
WPRL-u Iwowiakom - podobnie jak tysiącom wygnańców z kresów II RP - w dowodach osobistych przy miejscu urodzenia dopisywano „ZSRR”. Dla pragnących udokumentowania roli Miasta Zawsze Wiernego w dziejach Polski (zwłaszcza w XX wieku) był to czas stracony. Dziś pośpiesznie nadrabiamy długoletnie zaległości, o czym świadczą dwie kolejne pozycje na półce z książkami o tematyce lwowskiej.
Wydawnictwo Ossolineum przypomina dwóch wybitnych muzyków Lwowa, Mieczysława Sołtysa (1863-1929) i jego syna Adama (1890-1968) - dziadka i ojca autorki pracy, opartej przede wszystkim na źródłach rodzinnych. Zapewne bez bogatego archiwum domowego, które szczęśliwie przetrwało dziejowe kataklizmy, monografia ta w ogóle by nie powstała.
Maria Ewa Sołtys z dużą pieczołowitością - niekiedy wręcz nadmierną - starała się przedstawić życie i działalność swych przodków, którzy przyczynili się do tego, że międzywojenny Lwów zyskał sławę najbardziej muzykalnego miasta w Polsce. Każdą część pracy otwiera kronika biograficzna, zamykają zaś wykazy ważniejszych kompozycji oraz przygotowanych i zrealizowanych dzieł, wykazy uczniów (byli wśród nich m.in. Tadeusz Sygietyński, Roman Palester, Wojciech Dzieduszycki i Andrzej Nikodemowicz) oraz wspomnienia przyjaciół. Kariery artystyczne „Starego” i „Młodego” Sołtysa oraz ich prywatne losy zostały ukazane na tle dramatycznych losów rodzinnego miasta. W sposób szczególny doświadczył ich ojciec autorki, który przeżył tam wojenne okupacje, a potem pozostał na sowieckiej Ukrainie. Niestety, zabrakło dokończenia domowej sagi; z tekstu nie dowiadujemy się, czy córka mieszka przy dawnej ul. Racławickiej 5 w ukraińskim dziś Lwowie. Przydałyby się dokładniejsze podpisy pod archiwalnymi fotografiami (na przykład pod zdjęciem willi Sołtysów na s. 44 nie ma adresu), brak też informacji o rodzinnych grobach.
Publikacja WKŁ przedstawia dzieje Lwowskiego Klubu Krótkofalowców. Lwów - najbardziej zradiofonizowane polskie miasto (45 tys. abonentów w 1939 roku) - był również najsilniejszym ośrodkiem amatorskiego ruchu krótkofalowego. Już w 1918 roku odnotowano tu pierwsze próby nadawania, a w 1926 powstał klub krótkofalowców. Jego historia może zainteresować, chociaż autorzy gęsto sypią specjalistycznymi terminami z dziedziny krótkofalarstwa. Ciekawy jest opis wyprawy radiowej w 1930 roku na Howerlę czy też udziału lwowskich krótkofalowców w przygotowaniach do wojny. Ich wojenne losy zostały spisane nie tylko na podstawie uzyskanych relacji i wywiadów, ale również informacji pochodzących z archiwum b. NKWD we Lwowie. W 2001 roku - w 75. rocznicę założenia - LKK został reaktywowany pod swą przedwojenną nazwą i obecnie liczy ponad 150 członków.
Świetnie wydana książka zawiera liczne dokumenty, jest też bogato ilustrowana publikowanymi po raz pierwszy zdjęciami archiwalnymi, które stanowią niemal połowę jej zawartości. Warto podkreślić, że jest to rzadki przykład polsko-ukraińskiej współpracy autorskiej - w dodatku udanej - dotyczącej przyczynków do dziejów najnowszej historii Lwowa.
Dobrze, że nie giną ślady przeszłości.
ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
RECENZOWANE KSIĄŻKI MOŻNA KUPIĆ NA STRONIE WWW.kkkk.pl