Levi-Strauss
2) zbudowaniu tablicy możliwych permutacji między tymi kategoriami;
3) poddaniu tej tablicy analizie, która dopiero na tym poziomie może dotrzeć do koniecznych związków, gdyż zjawisko empiryczne, które stanowiło punkt wyjścia, było jedynie jedną z możliwych kombinacji, których system należałoby uprzednio zrekonstruować.
(Totemizm, s. 27)
Jak już wyjaśniłem na przykładzie ulicznych sygnałów świetlnych, celem ostatecznym tych analiz jest odkrycie, w jaki sposób relacje istniejące w przyrodzie (w tej postaci, w jakiej odbierane są przez ludzki umysł) stanowią wzór dla wytworów kultury, które zawierają takie same relacje. Nie należy jednak sądzić, iżby Levi--Strauss byl idealistą w stylu biskupa Berkeleya; nie twierdzi on, że przyroda istnieje wyłącznie w umysłach ludzi. Dla Levi-Straussa przyroda jest faktyczną rzeczywistością, istniejącą „gdzieś na zewnątrz”; rządzą w niej prawa naturalne, dostępne człowiekowi - przynajmniej w części - dzięki badaniom naukowym, ale nasza zdolność rozpoznania natury tej rzeczywistości jest poważnie ograniczona naturą aparatu, poprzez który ją poznajemy. Zdaniem Levi-Straussa, obserwując, w jaki sposób poznajemy przyrodę, jakie stosujemy przy tym kryteria klasyfikacji i w jaki sposób operujemy wynikającymi stąd kategoriami, będziemy mogli wykryć istotę mechanizmu myślenia.
Ostatecznie, mózg ludzki też stanowi twór przyrody, a skoro jest zasadniczo taki sam dla całego gatunku homo sapiens, to możemy przypuszczać, że wytwory kultury powstające w opisany wyżej sposób uzyskają pewne uniwersalne (naturalne) właściwości samego mózgu. Wobec tego, badając podstawowe struktury zjawisk kulturowych, dokonujemy zarazem odkryć dotyczących natury człowieka - faktów prawdziwych zarówno w odniesieniu do mnie czy do was, jak i do nagich dzikusów z centralnej Brazylii. Levi-Strauss tak to ujmuje: „Etnografia daje mi zadowolenie intelektualne: jako historia dotykająca swymi dwoma krańcami
Ostrygi, wędzony łosoś i ser Stilton
historii świata i mojej historii - odsłania zarazem ich wspólną rację” (Smutek tropików, s. 57). Ważne jest dokładne zrozumienie, o co tu chodzi. Biorąc sprawy powierzchownie, wytwory kultury są niesłychanie zróżnicowane i jeśli antropolog zacznie porównywać na przykład kulturę aborygenów australijskich z kulturą Eskimosów czy Anglików, będzie przede wszystkim pod wrażeniem istniejących różnic. Skoro jednak wszystkie kultury są tworami umysłu ludzkiego, to gdzieś pod powierzchnią muszą tkwić jakieś wspólne im wszystkim cechy.
Sama w sobie nie jest to myśl nowa. Przedstawiciele starszego znacznie pokolenia antropologów, głównie Bastian (1826-1905) w Niemczech i Frazer (1854-1941) w Anglii, twierdzili, że skoro wszyscy ludzie należą do tego samego gatunku, to muszą istnieć uniwersalne cechy psychiczne (Elementargedankeń), objawiające się w istnieniu na całym świecie podobnych zwyczajów wśród ludów, „które osiągnęły to samo stadium rozwoju ewolucyjnego”. Frazer i jego współcześni wytrwale zestawiali obszerne katalogi „podobnych” zwyczajów, mające ilustrować tę ewolucyjną zasadę. Strukturali-stom idzie o coś innego. Wystąpieniu pewnych elementów danego zwyczaju w dwu różnych miejscach na mapie Levi-Strauss nie przypisywałby żadnego szczególnego znaczenia. O istnieniu uniwersalnych cech kultury ludzkiej można mówić według niego jedynie na poziomie struktur, nigdy zaś na poziomie faktów bezpośrednich. Możemy z pożytkiem porównywać wzory relacji tworzących zespoły ludzkich zachowań, ale nie dowiemy się niczego, jeśli będziemy porównywać jedynie pojedyncze, wyizolowane elementy kultury. W przypadku ulicznej sygnalizacji świetlnej informacji dostarcza nam różnica między poszczególnymi kolorami oraz ich zmienianie się; każdy kolor ma znaczenie jedynie w relacji do innych.
Te bardzo ogólne koncepcje stanowią rozwinięcie tez wysuniętych przez praską szkołę językoznawstwa strukturalnego, szczególnie przez Romana Jakobsona, który ostatnie 40 lat życia spędził w Stanach Zjednoczonych, a pod koniec II wojny światowej pracował
39