^ °fefż§|
' ®SZUscinw'M SZC próbifl na, iż zaJ zajmować k| 1 na każdy® w
1 "i
l.
lej samoocai) ego zwycięstej jszą tłumac^j m niemal soli wplątują są Hi n się coś mc t intowanej san i na nichsąa i samooaa * kręciłe(a)m |f| ie to, że tymH z, nie czyni XH ka. Niech sic* piej? Jakie «• awdoppdobw
tdanych o §1 arii wysokajW]
. Lecz jeśli
to znaczy,Fi oby, nie ego dyson*^
rzekonań: * t j
*idkod»***J ■ ■ s!9
mb. ze jf H
Współczucie dla samego siebie nie oznacza samozadowolenia. Oznacza raczej zdolność do rozważania własnego niedoskonałego zachowania, uznania się za naprawdę złego człowieka, gdy się wyrządziło jakąś krzywdę lub popełniło jakieś głupstwo - i do rezygnacji z gwałtownych prób usprawiedliwiania tego zachowania. Ludzie, którzy mają konstruktywne współczucie dla samego siebie, będą roztrząsali swoją głupotę i porażki, będą rozważali sposoby odpokutowania za krzywdy, które wyrządzili innym, i w końcu się podźwigną, strząsną z siebie pył, wyciągną naukę ze swoich błędów i pójdą dalej. Innymi słowy, ludzie mający konstruktywne współczucie dla samego siebie unikają trzech rodzajów błędów: prób przypisywania wszystkich błędów innym ludziom, bezmyślnego rozgrzeszania siebie samych ze wszystkiego i podążania naprzód bez nauczenia się czegokolwiek oraz neurotycznego samobiczowania.
Wierzę, że współczucia dla samego siebie można się nauczyć. To znaczy sądzę, że można ludzi uczyć tego, by się stawali dla siebie samych bardziej współczujący, pomagając im postrzegać błędy nie jako straszne rzeczy, które trzeba dementować lub usprawiedliwiać, lecz raczej jako nieuniknione, w najgorszym przypadku, lub wspaniałe, w najlepszym, okazje do nauczenia się czegoś. Jest to ciężka walka - ponieważ nasza kultura jest kulturą oceniającą, która nie traktuje ludzkich błędów w sposób łagodny. Jak to już napisałem w innym miejscu (Fried, Aronson 1995), uważam za ironię losu to, że być może, najlepiej widocznym miejscem, w którym amerykańska kultura uznaje błąd za coś nieuniknionego, jest nasza narodowa rozrywka, baseball, gdzie samo zdobycie punktu obejmuje biegi, uderzenia i błędy. Krótko mówiąc, błędy popełniane przy uderzeniach, chociaż z pewnością niepożądane, są uznawane za część gry - część gry w baseball - i, być może, także część gry życiowej. Gdy to piszę, w wiadomościach pełno jest generała Josepha Ralstona, który był głównym kandydatem prezydenta Clintona na stanowisko szefa sztabu generalnego. Właśnie wycofał on swoją kandydaturę po tym, jak został postawiony pod pręgierzem przez kongres i media, ponieważ najwyraźniej miał romans, jakieś trzynaście lat temu, gdy przebywał z dala od swej żony. Z wrzawy, jaka się podniosła, można by wnioskować, że większość Amerykanów uważa jego czyny za niemoralne. Ale czy są one niewybaczalne? Czy te czyny dyskwalifikują go, gdy chodzi o pełnienie funkcji najwyższego rangą urzędnika wojskowego w naszym kraju? Jeśli tak, to w jaki sposób? Są to Pytania, które należy zadać na poważnie i z pewną dozą współczucia. Wcale nie jest wykluczone, że wielu ludzi, którzy najsurowiej osądzają generała Ralstona, nie jest osobami nieskazitelnymi. Jak wytłumaczyć tę hipokryzję?
Nie trzeba dodawać, że dla piszącego powoływanie się na bardzo świeże wydarzenia w artykule, który ma być w obiegu przez kilka ryzykowne; nic nie jest tak zwietrzałe i niegodne uwagi, jak