w zupełnie nowymi świecie. Następuje głębokie, nie znane dotąd oddzielenie się nowych generacji, rozłam pokoleniowy. Według M. Mead musimy uznać, że sami nie mamy potomków i że nasze dzieci nie będą miały przodków.
Nie można się zgodzić z autorką, tym więcej, że jest to raczej pomysł literacki, który nakreślony został bez dostatecznych uzasadnień. Nie może być luki między pokoleniami, jak to wykazali Cieślikowski i Kliskowska. W pierwszych latach życia wszystkie dzieci są „zatopione” w kulturze, dopóki nie staną się zdolne do samodzielnego poruszania, mówienia i kontaktowania z innymi. I okres ten nie pozostaje bez śladu dla dalszego rozwoju osobowości. Ludzkie dzieci zawsze mają przodków i same są potomkami.
Słusznie więc twierdzi Kioskowska, że wszystkie trzy rodzaje transmisji kulturalnej współistnieją ze sobą i nie można mówić o luce kulturowej.
Problem ciągłości pokoleń i charakteru transmisji kulturalnej — to jedno z zagadnień, które nasuwa się, gdy za przedmiot socjalizacji uważa się dzieciństwo. Jednocześnie zarysowało się zagadnienie kierunku socjalizacji. Rozważania Cieślikowskiego wykazują, że dziecko uczestniczy w podkulturze dziecięcej i ją współtworzy. Wytwory artystyczne dziecka i jego język inspirują artystów, a pojęcie dzieciństwa jest wytworem kultury. Taki punkt widzenia podważa pewne twierdzenia Piageta, zwłaszcza dotyczące egocentryzmu dziecięcego.
Ciekawe uwaga krytyczne sformułował N. K. Den-zin (1977), profesor socjologii w Illinois, który opiera się na teorii Georga Meada. Denzin, podobnie jak i Cieślikowski, analizował rozmowy, zabawy i gry dziecięce (począwszy od ósmego miesiąca ich życia, posługiwał się jednak obserwacją zachowania, nie interesu-
ac aę tekstami kultury. Podobnie, Jak G. Mead sadził, k jedność osobowości odzwierciedla jedność i >t ruk-iat procesu społecznego jako całości ; prowadzi) ba-j dania nad społecznym uwarunkowaniem procesu ko-! nanDtacyjnego, który sprawia, że dziecko jest naj-psrw partnerem innych, uogólnia ich postawy i wtórne dopiero staje się partnerem dla samego siebie. Den-sk analizował więc rozmowy dziecięce jako komun,-beja odbywającą się za pomocą gestów, dopełnianych później słowem. Taka interakcja zaczyna się bardzo wcześnie, bo za ,.rozmowę" mokną uznać krzyk niemowlęcia, które przyzywa matkę i oczekuje na jaj przyjście, gaworzenie wspomagane gestem to również język dialogu, nie mówiąc jut o początkach nauki mowy.
Dorosły i dziecko tworzą swój specyficzny język, nadają komunikaty wizualne, ruchowe i słowne i początkowo jest to język tylko dla nich zrozumiały, gdyż tyle znajduje się w nim skrótów, zniekształceń, gestów manualnych. Dorosły przyjmuje pewne propozycje dziecka, umowny dźwięk, sylabę czy całe słowo i utrwala jego znaczenie, pomagając sobie melodią głosu i gestem. Powoli dialog wzbogaca swoją symbolikę, staje się coraz sprawniejszy i coraz więcej osób potrafi się już porozumiewać z dzieckiem.
Obserwacje własne Denzina charakteryzują szczegółowo interakcję dzieci z opiekunem w okresie od 8 miesięcy do 24 miesięcy i wykazują mępełność poprzednich badań, które śledziły tylko zmiany w rozwoju psychicznym lub tylko w rozwoju fizycznym, pomijając obserwację kontaktów i sprzężeń zwrotnych, jakie one wywołują. Toteż jego analiza „prapoczątku” i kierunku uspołecznienia jest znacznie głębsza i wnikliwsza aniżeli dawniejsze. Zwraca on uwagę, że w pierwszym roku życia dziecko jest już wdrożone do
77