34 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
imię jego powtórzyły wichry nocne i głos zleciał od szczytów Walhalli: „On zbawi cezara”.
HELIOGABAL. Imię, imię?
ELSINOE. Sygurd, syn kapłanki. (Schodzi z głazu i zbliża się do Heliogabala) Nie tarzaj się więcej w prochu — powstań, a wy oddalcie się wszyscy! (Wychodzą)
Nędzny! Gdyby ci przyszło wsiąść na kark bałwanom i jeździć po nich jak na koniu bez wędzidła — żebyś musiał leżeć na śniegu, otoczony stadami kruków, i całą noc patrzeć w lodowate oko księżyca — biedny ty z purpurą twoją i bogami twymi! Ale nie drżyj, nie rozpaczaj, bo cię wyrwie z toni syn Amfilocha Greka!
HELIOGABAL. Kto? — brat twój — Irydion? Prawda! Czarna jego zrzenica dziwne sieje połyski. O, gdyby ten lud cały nosił jedną głowę tylko, którą by zwalić można jednym cięciem! Wtedy ja bym zasnął na twoich piersiach, zasnął spokojnie! Irydion Amfilochides!
On będzie moim dobrym geniuszem — powtórz raz jeszcze!
ELSINOE. Daj rękę, dziecię, i nie lękaj się, dopóki moje bogi czuwają nad tobą. ('Wyprowadza go)
Inna część pałacu cezarów — perystyl27 — w środku jego przed ołtarzem ofiary siedzi Mammea — Aleksander Se-werus przed nią — w głębi przysionek oddzielony ciasnym przejściem.
MAMMEA. Kilka razy widzieli łzy w Jego oczach, ale nikt nigdy nie dostrzegł uśmiechu na Jego twarzy — rysami, mówią, że przypominał Platona, tylko że coś surowsze-
27 perystyl — zob, Przypiski Autora [19].
go panowało mu z czoła. Podania najsroższych nawet nieprzyjaciół Jego w tym się zgadzają.
ALEKSANDER. Co dzień bardziej serce moje lgnie do Jego nauki.
MAMMEA. Wierz słowom moim — w niej jedyna mądrość na ziemi i jedyna nadzieja po zgonie.
(Ulpianus ukazuje się w przysiońku)
(Wstając). Toś ty, Domicjanie?
ALEKSANDER. On sam, mój Domicjanus, najukochańszy z ludzi, mistrz mojego dzieciństwa! (Idzie i rzuca się w jego objęci a)
ULPIANUS. Bądź dobrej myśli — i ty, Augusto, bo fortunne przynoszę wam wieści.
MAMMEA. Ach! jakże długo milczałeś! Jakich smutnych przeczuciów nabawiłeś mnie! Chwała nieśmiertelnym bogom, że się nie ziściły.
ULPIANUS. Nie odpisywałem z Antiochii, bo lękałem się, żeby kto moich listów nie przejął. Im dzieło bliższe celu, tym ciszej pielęgnować je trzeba, a nasze już wkrótce pono dojdzie upragnionego końca!
MAMMEA. Mów — mów!
ULPIANUS. (Obzierając się) Czy te ściany głuche i nieme?
ALEKSANDER. Nuż, śmiało! Patrz — ja głośno wołam, że pod tym jarzmem krótkie życie już mi obmierzło. Wczoraj jeszcze karzeł imperatora, ten garbaty Roboam, przyniósł mi kosz pełen zatrutych owoców, który odepchnąłem nogą!
ULPIANUS. Nie unoś się, Aleksjanie — jeszcze cierpliwość niech panuje w tobie — skromność niech ci z oczu wyziera lękliwie i wrogi twoje niech cię nazwą dzieckiem.
Pokojem myśli i powagą ciała dzieją się wielkie czyny. Cóż by z tego wynikło, gdybym był wpadł do Antiochii,