64 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
i posłał go na wygnanie do Chersonezu — syn jego po latach wielu wrócił do miasta o żebranym Chlebie — odtąd jesteśmy nędzarze, a ojciec mój już był gladiatorem!
IRYDION. I nikt was nie poratował w Rzymie?
GLADIATOR. Kto miał wspomóc starego patrycjusza? Czy prawnuki naszych liktorów, dziś bogate pany? Czy imperator, wróg przeszłości, morderca pamiątek? Ojciec mój, hakami wywleczony z amfiteatru, skonał w spo-liarium,0ł, przeklinając bogów. O! niech przepadnie miasto, które opuściło wnuki swoich konsulów! (Podnosi sztylet) Jedno słowo tylko, a pójdę Rupiliusa, tego dzisiejszego Rzymianina, zabić!
IRYDION. Śmierć jednego jest szałem dziecka tam, gdzie trza śmierci tysiąców. Zachowaj się na szersze pole, do lepszego dzieła.
GLADIATOR. Jeśli dzień taki lub owaki bliski, w którym można będzie mścić się i łupić, to ci przywiodę Wer-resa, Kasjusza, Sullę — wszyscy z dawnych, jako ja, i wszyscy w nędzy!
IRYDION. Każdy z nich znajdzie schronienie pod tymi filary —■ na teraz dom mój niechaj będzie waszym. Vale!
MASYNISSA. Idź, żądaj zemsty sercem całym, a losy ci jej nie odmówią.
(Gladiator wychodzi)
IRYDION. Wygrywam, starcze, wygrywam! Ach! trium-fatory dawne, coście braci moich, spętanych w łańcuchy, wiedli obok królów w kajdanach, zburzyciele Kartagi, Koryntu, Syrakuzy, patrzcie — ostatni Scypio stał się sługą i Greka narzędziem — przyszedł żebrać u niego i jadła, i mordów! Ach! doczekałem się upadku przeklętych
101 spoliarium — zob. Przy piski Autora [47].
i dumnych. Masynisso, tym kielichem pij zdrowie Scypio-nów! (Nalewa mu i daje).
MASYNISSA. Długiego powodzenia rodowi Scypionów! (Oddaje w ręce Irydiona)
IRYDION. (Pije i rzuca puchar) A jako ten kamień drogi, niechaj pryśnie pycha Romy!
MASYNISSA. Pochłaniamy stopniami cudze wole i siły — rośrtiemy, Sygurdzie; ale dopóki Nazaret nie wrócony na naszą wiarę, dopóty nie zdołamy walczyć wstępnym i zwycięskim bojem!
IRYDION. Starzec-bóg102, przed którym oni zginają kolana i myśli, ku czarnym sklepieniom długo trzymał wzniesione ramiona, wzywał ducha i wpoił tego ducha w skronie moje rękoma drżącymi, z których sączyła się woda tajemnicy — grono bladych, wynędzniałych braci śpiewało powtarzając imię moje nowe: „Hieronim, Hieronim”, a ich głos ciągnął się jak pogrzeb nadpowietrzny, niewidomy — w tej pieśni jednak były słowa nadziei!
MASYNISSA. I znamię ich zawiesiłeś na piersiach?
IRYDION. Zawiesiłem.
MASYNISSA. Przycisnąłeś do ust w pokorze?
IRYDION. Przycisnąłem.
MASYNISSA. Dobrze — teraz ich serca się rozdzielą!
IRYDION. Już zaczęły się mieszać. W starych, w tych, którzy odbyli męczeństwo i niebo, jak twierdzą, roztwarte nad sobą widzieli, na próżno chciałem rozniecić iskrę zapału — odpowiadali mi zawsze te same słowa, jak strumień, co zawsze o jedne rozbija się żwiry: „Przebaczenie — Zapomnienie — Miłość zabójcom”. Ale młodsi, świeżo namaszczone żołnierze, niewolniki, barbarzyńcy, pielgrzymy, oo odwiedzili pustynie Egiptu, coś dzielniejszego czują.
10* Irydion ma na myśli biskupa Wiktora.