160 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
czarniejszą od nocy gniótł niewolnice swoje. Od jego postaci łuna wzbija się, jakby drugie słońce zaszło. Od jego ramion stacza się mgła na dalekie wody. On idzie samotny i jak przed wiekami, z nieśmiertelną starością na czole.
A kiedy dosiągł lądu, odetchnęło morze i w zmierzchu znękane usnęły bałwany. On szedł dalej. Górom samnic-kim ślad swój zostawił na szczycie i zstąpił ku brzegom jeziora. Tam w potędze jego czarów, o synu zemsty! budzić się zaczęło życie twoje.
Wąż, co strzegł stóp twoich, zadrgnął i zdał się przeczuwać powrót pana swego. Wzmogło się światło łusk bla-dawych — roztoczył sploty i na marmury łoża z nich sypnęły się iskry. Wspiął się w górę i czeka teraz jak gorejąca pochodnia, a w jej blaskach jaśnieją czarne głazy i spiekłe rysy twoje!
Zraęu połysk czucia tlał ci na czole jak ognik nocny nad grobem — ale od progów jaskini głosy uroczyste, witając cię po imieniu, wznoszą pieśń życia twego i za każdym ich dźwiękiem jedną myślą i za każdym ich ustankiem jedną siłą zmartwychwstajesz więcej. I dana ci wiedza lat zbiegłych od chwili zaśnięcia twego. Gdyby dzieje dnia jednego, ujrzałeś wszystkie męki Rzymu i tryumfy Krzyża!
Wszystkie, wszystkie naokoło ciebie wrą ognistymi barwy i kopyt tętenta, i chrzęsty pancerzy, i brzęki dzwonów, i odgłosy hymnów przelatują nad tobą, jak przeleciały nad snem twoim.
Umarłe biskupy ciągną się długimi rzędy — przed każdym idzie król jeden i na plecach swoich roztwartą, świętą księgę niesie. Na siedmiu wzgórzach, z dołu w górę i z góry na dół, ciągle jednym kołem idą i wracają. Jednym anioły
wieńce kołyszą w powietrzu — drudzy samotni, z znakiem zbawienia w ręku, z mieczem wojny u boku i czarą trucizny w lewicy!
A im bliżej obudzenia twego, tym mniej orszaku, tym głuchsze stąpania, tym bielsze głowy panów Rzymu i bardziej drżące ich dłonie. Wtedy ponad wszystkie śpiewające głosy wzniósł się jeden, pełen sił i rozkazów — głos, który nie dochodzi niebios, ale któremu ziemia odgrzmiewa w wnętrznościach swoich, i ten głos zawołał: „O synu!”
Wtedy na szybach jeziora, na darni brzegów, na sklepieniu jaskini błysnęło i piorun powtórnego życia uderzył dę w łono5, i jakoś był młody, i jakoś był piękny przed laty, powstałeś na łożu — i gorejące oczy twoje spotkały za pierwszym spojrzeniem bladą twarz Cyntii6 na szczytach latyńskich7 — i odparłeś: „Jestem”, a on skinął dłonią i prowadzi ciebie. Stąpań nie powtarzają echa — jedno po czarnych wąwozach, jak dwie chmury, żeglują wasze postacie.
8 Krasiński prawdopodobnie nawiązuje tu do opowieści z ks. X Rzeczypospolitej Platona o powtórnych wcieleniach dusz: „A gdy się do snu ułożyli i północ nastąpiła, powstał grzmot wśród trzęsienia ziemi i nagle stąd porwani zostali, jeden w tę, drugi w tamtą stronę, ku nowemu życiu, lecąc niby gwiazdy" (Platon, Rzeczpospolita, przełożył S. Lisiecki, Kraków 1928, s. 621). Podobnie Her Armeńczyk opowiada o sobie w Królu Duchu Juliusza Słowackiego:
A ja czekałem, aż piorun uderzy;
Tak byłem pewny, że w owe rumiane Grzmotem powietrze, jak duch zmartwychwstanę.
(Rapsod I, Pieśń I, 3)
6 Cyntia — jeden z przydomków Artemidy-Diany, bogini księżyca; zob. Przy piski Autora [93].
1 szczyty latyńskie — pasmo górskie na południe od Rzymu.