.Surrealistyczna rewolta antyliteracka nie jest tylko przejściowym wybrykiem grupowym. Jest punktem dojścia dhigicj ewo-. lucji i ostatecznym wyrazem zwątpienia w samoistny byt literatury, zwątpienia, które Paul Valćry wyraził w gorzkiej sentencji: Czy człowiek o inteligencji głębokiej i nieubłaganej mógłby się zainteresować literaturą? W związku z czym? Gdzie umieściłby ją w swoim umyśle?1
Oto kluczowe pytanie: jaki jest związek literatury z innymi dziedzinami działalności humanistycznej. Krytyk nauki zaliczy do literatury wszelkie dzieło, którego hipotezy wydają mu się mało przekonywające, źle uzasadnione, zbyt odważne, wyrażone w sposób zbyt dowolny i zbyt indywidualny. Przymiotnik „literacki" jest w historii nauki i filozofii wątpliwym komplementem1 2 3 4. „Literaturą" jest więc nauka i filozofia w stanie hipotezy lub po prostu w stanie błędu.
Można także stwierdzić działanie odwrotne. Wartość literacką przyznaje się pracom naukowym, które stały się już nieaktualne, tzn. które straciły swą wartość naukową, lecz których sposób dowodzenia wydaje się doskonały w konwencjach językowych epoki. ...Gdy dzieło filozoficzne traktujemy historycznie — pisze Roman Ingarden — przedmioty przedstawione pełnią funkcje odtwarzania i reprezentowania, a całe dzieło pod tym względem staje się bliższe niektórym dziełom sztuki literackiej5.
„Literaturą" na płaszczyźnie nauki i filozofii jest więc stan niełaski metodologicznej. Termin, który nie wytrzymuje krytyki metodologicznej, jest uważany za metaforę6. Podobny zabieg dotyczy także dziennikarstwa i polityki. Polityk, publicysta, dziennikarz, który przekracza granice swej profesji, nie trzyma się rygorów, jakie narzuca mu doktryna, program czy taktyka, dziennikarz, który popełnia błąd, herezję albo zwyczajną nieścisłość — jeśli tylko czyni to z talentem — zasłoni się „literaturą" i, być może, zdoła się uratować. Zupełnie to samo dzieje się z
politykami. Wielu jest wśród nich nieudanych literatów (jak Mussolini lub Goebbels), lecz jeszcze więcej jest nieudanych polityków, którzy schronili się do literatury jak średniowieczni złoczyńcy lub kaccrze, co w świątyniach szukali azylu.
W politycznej dziedzinie „literacki* znaczy tyle, co „nieodpowiedzialny*; literatura jest więc także stanem niełaski politycznej. Jest, krótko mówiąc, azylem wszelkiego rodzaju fantastów i dyletantów, niewydarzonych zbawicieli świata, cmentarzem świętego Medarda. Na tym cmentarzu paryskim, który nie istnieje już dzisiaj, jeszcze w dziewiętnastym wieku gromadzili się szaleńcy, cudotwórcy, święci, stygmatycy, reformatorzy, maniacy, wynalazcy. Tam mogli wygłaszać przemówienia i kazania, wywoływać duchy, doznawać widzeń, licząc na wdzięczną publiczność. W College de France powstał całkiem cmentarz świętego Medarda, odkąd wykłady objęli tam Quinet, Michelet i Mickiewicz — pisał Thiers. W latach dwudziestych naszego stulecia Andre Breton otworzył przy ulicy Grenelle w Paryżu „Bureau de Recherches Surrealistes*, do którego mógł zgłaszać się każdy wariat licząc na cierpliwe, „naukowe* zainteresowanie i poradę, która zawsze zmierzała w tym samym kierunku: podtrzymania i natężenia szaleństwa".
Literatura polska miała w dziewiętnastym wieku szczególne warunki do tego, aby stać się gigantycznym cmentarzem świętego Medarda.
Sytuacja jej zmieniała się wraz ze zmianą nastroju i położenia kraju, zmieniała się jednak niekoniecznie w sposób równoległy. Wydaje się, że aż do upadku powstania listopadowego jej znaczenie w życiu publicznym było niewielkie. Królestwo Polskie było państwem kompromisów. Jedynie Śpiewy historyczne Niemcewicza miały chyba popularność podobnego rodzaju, jak utwory wielkich romantyków w późniejszym czasie.
Poezja tych ostatnich powstała na emigracji. Kiedy doszła do kraju? Rozprzestrzenianie się jej musiało być bardzo powolne, zwłaszcza w byłym Królestwie Polskim, dla którego najbardziej były przeznaczone [jej dzieła]. Rzeczywisty ładunek ideowy zawierały zresztą wtedy raczej pisma polityczne, kolportowane z zagranicy przez emisariuszy, a życie polityczne w szczątkowych instytucjach autonomicznych oraz losy ludzi prześladowanych przyciągały znacznie większą uwagę od utworów literackich.
Wydaje się, że literatura zajmuje miejsce czynnika ideotwór-czego w życiu polskim dopiero po roku 1864. Z dwóch powodów
M. Nandcau, op. cit.
37
G. Bataille, L ‘Ezperience interieure, Paris 1943.
M. Leiris, De la litterature consideree comme une lauromachie. W: L’Age d’homme, Paris 1946.
’ P. Valery, Littćrature, Paris 1930.
Kiedy np. ]. Szczepański (Socjologia w zarysie. Warszawa 1959) chce oddać sprawiedliwość dziełu Vilfredo Parety, z którym się nie zgadza, przyznaje mu wartość literacką. (Bibliografia prac J. Szczepańskiego nie zawiera wymienionej pozycji — dopisek wydawcy).
* R. Ingarden, O poznawaniu dzieła literackiego (1937). W: Studia z estetyki. T. I Warszawa 1957.
A. Nowicki dowodził kiedyś w miesięczniku „Euhemer", że Giordano Bruno posługiwał się terminem „Bóg" jako metaforą.