Kie będziemy tu mówić o przyjemności tekstu ani nawet o rozkoszy tekstu, przynajmniej nie tylko o tym. Powody są proste: gdybym była Virginią Woolf, odesłałabym Państwa do sąsiedniej sali wykładowej; gdyby to było tłumaczenie z angielskiego - mówiłabym o sąsiednim departamencie maskulinistycznej historii lub teorii literatury. W każdym razie możemy założyć, że zawsze gdzieś obok odbywa się wykład, podczas którego rozpatrywane są takie rozkosze jak dyseminacja - według mnie termin raczej weterynaryjny niż literaturoznawczy - a w posiadanie brany jest jakiś tekst uległy jak kobieta. Częściej zresztą odbywa się to bez tej terminologii: po prostu mowa jest o kanonie, autorze i bohaterze, a to z żadną przyjemnością nie śmie sąsiadować, chociaż bywa nią nazwane.
Tymczasem przyjemność, stan ciała transponowany na dyskurs, może nas ponownie zapoznać, zaprzyjaźnić ze światem, jeśli tylko jej na to pozwolimy. Pod warunkiem, że nie zatrzymamy się przy normatywnej definicji, która reglamentuje i reguluje przyjemność, wykluczając z jej obszaru to, co znajduje się poza horyzontem patriarchatu lub też (paradoksalnie) niektórych form jego feministycznej krytyki. To osobny problem teoretyczny, jedna z naj-bardaej otwierających perspektyw nowych języków teoretycznych.
Jolanta Brach-Czaina tak pisze o nadziejach, jakie niesie neoherme-neutyczny projekt doznawania cielesności, w którym mieści się i cierpienie, i przyjemność:
Wydawało się, że człowiek wszystko może ponazywać. Ale już się dławi, choć nie ukończył pracy. Więź ze światem zarzucona została słowami, zasypana. Nie pomoże rycie w gigantycznym śmietnisku. Tu potrzeba wielkiego odwrócenia, pójścia w przeciwną stronę, zmiany perspektywy. Teraz słowo jest u bytu. Człowiek może zostać nazwany przez świat, gdy się w święcie rozpozna. Teraz ciało staje się słowem. Wiele na to wskazuje1.
Jedną z dróg tego „wielkiego odwrócenia” jest przyjęcie przyjemności jako stanu osadzającego w bycie, uprzedniego wobec języka przyjemności. Chcąc tego dokonać, należy przemyśleć możliwość tejże uprzedniości, by nie pomylić „otwarcia” z „konstrukcją otwarcia”. Tak więc nie należy lekceważyć rozkoszy, pozwolę sobie nawet zauważyć, że według feministek francuskich (i neurologów), przede wszystkim Luce Irigaray2, kobieta ma więcej receptorów symbolicznej przyjemności, bo odczuwa całą, pofałdowaną powierzchnią swojej płci, a „instrumentem wglądu” w ten stan byłoby speculum, przyrząd przemocy, gdy wyobrazimy sobie badanie ginekologiczne, i mocy, gdy pójdziemy za nim w przestrzeń dotąd zakazaną. Odsyłam do tłumaczenia odnośnych fragmentów oraz prześledzenia korzyści metodologicznych, jakie daje ta metafora, w książce Krystyny Kłosińskiej Ciało, pożądanie, ubranie. O wczesnych powieściach Zapolskiej3. Kobieta mogłaby być o wiele lepszym znaczącym porządku symbolicznego niż mężczyzna, odczuwający
99
J. Brach-Czaina, Dotknięcie świata, „Kwartalnik Filozoficzny" 1999,
z. 1.
Teksty L. Irigaray przetłumaczone na język polski: Ciało w ciało z matką, przeł. A. Araszkiewicz, Kraków 2000; l jedna nie ruszy bez drugiej, przeł. A. Araszkiewicz, „Teksty Drugie” 2000, nr 6, s. 107-113; Ta płeć, która nie jest jednością, przeł. K. Kłosińska, „FA-art” 1996, nr 4, s. 44-48.
K. Kłosińska, Ciało, pożądania, ubranie. O wczesnych powieściach Zapolskiej, Ki aków 2000.