116 Rozdział V
116 Rozdział V
mieszka w innej wsi, że jej bydło jest chwalone i że ona daje dwoje ze
wywa nam dwa cielęta od -ona”. Tu zaimek, powtarzając się przez cale czyni jasnym dla najbardziej tępego słuchacza, że owa kobieta jest bogata ■
cieląt. Zakończenia w zdaniu greckim i łacińskim, które wskazuje zgodę H wnika i przymiotnika z odnoszącym się do nich słowem, są szczątkami ||jl stków, które niegdyś mogły wyrażać swoje znaczenie tak jasno, jak to dotychc^ czynią w języku hotentotów. Odmienna, a nawet bardziej pouczająca dla filol^ składnia zgody występuje w języku zulusów, który dzieli przedmioty na klasy i 1 stępnie znamienną zgłoskę grupy przeprowadza wprost przez zdanie, tak, że |jj wszystkie wyrazy nim związane. A więc.- „u-bu-kosi b-etu o-bu-kulu bu-ya-bonakat si-butanda” — znaczy: „nasze wielkie królestwo ukazuje się, my kochamy je". bu, cecha klasy, do której należy „królestwo”, powtarza się przy każdym, dotyca cym go wyrazie. Ażeby dać pojęcie, ile to stanowi spójnię w zdaniu, dr, Bied przetłumaczył je, powtarzając w podobny sposób dom o kingdom (królestwo); ji king-dom, our dom, which dom is the great dom, the dom appears, we lovethe dom'"'. Jest to sposób niezdarny, lecz odpowiada wielkiemu celowi mowy, pole gającemu na tym, żeby wyrazić myśl ściśle i zrozumiale. Używając rozmaitych; zgłosek klasowych dla liczby pojedynczej i mnogiej oraz przeprowadzając je p® całe zdanie, żulu wskazuje zgodę w liczbie jaśniej, niż to zdoła uczynić grek li łacinnik. Lecz język zulów zapomocą swych sylab klasowych, nie odróżnia tego, co my nazywamy „rodzajem”. Jest to rzeczywiście jedna z zagadek filologji, co mogło spowodować mówiących językami rajskiemi, jak grecki lub semickiemi, jak hebrajski, do tego nierozumnego klasyfikowania przedmiotów i pojęć według pb, które w nich spotykamy. Dla przykładu weźmy z łaciny grupy następując?; pa (noga — męs.), manus (ręka — żeń.), brachium (ramię — nijak.); amor (miłość!
— męs.), uirtus (cnota..— żeń.), delictum (przestępstwo — nijak.). Język niemiecki 1 przedstawia również praktycznie niedorzeczny rozdział rodzajów, jak o tym świadczą, np.: der Hund (pies — męs.), die Ratte (szczur — żeń.), das Thier (zwierzę
— nij.), die Pflanze (roślina — żeńsk.). W anglosaskim v\f (angielskie wife — źonaj było rodzaju nijakiego, podczas gdy wif-man (t. j. „żona-człowiek" — angielskie woman) męskiego. Nowożytny język angielski, odrzuciwszy dawny system rodzajów gramatycznych, który stał się mniej niż bezużytecznym, dał godny naśladowania przykład francuskiemu i niemieckiemu. Jednakże o tern pamiętać trzeba, | pomysły językowe, chociaż mogą popadać w niedorzeczność, początkowo niedo-rzecznemi nie były. Bezwątpienia, system rodzajowy języków klasycznych jest p» zostałością starszego i zasadniejszego. Istnieją języki po za naszym wykształceni® klasycznym, które przekonywają, że rodzaj (to jest genus, gatunek, klasa), nie jest bynajmniej koniecznie zgodny z płcią. Tak w językach algonkińskich Ameryki p nocnej i drawidyjskich Indji południowych przedmioty dzielą się nie na męskie lub żeńskie, lecz na żywe lub martwe, rozumne lub nierozumne i odpowiednio do tego mieszczą się w rodzaju ożywionym czyli większym, lub w nieożywionym czyli mniejszym. Wiedząc, jak składnia zgody w języku zulów spełnia swe zadanie zapomocą prawidłowego znaku klasy, rozumiemy już, jakim sposobem w językach aryjskich znaki liczb i rodzajów mogły wejść w użycie i stać się podobnemi środkami uwydatnienia w zdaniu, że pewien rzeczownik należy do pewnego przymiotnika i pewnego słowa. Wszakże nawet w sanskryckim, greckim, łacińskim i gockim zgoda ta nie dorównywa owej pełności, i jasności, jakie posiada śród barbarzyńców Afryki, podczas gdy z języków Europy nowożytnej, zwłaszcza z angielskiego, po największej części zniknęła, prawdopodobnie dlatego, że z postępem cywilizacji zaprzestano uważać ją za potrzebną.
Fakty w tym rozdziale dadzą czytelnikowi pewne pojęcie o tym, jak człowiek pracował i dotąd pracuje nad budową swej mowy. Ktokolwiek zaczął od badania gramatyk takich języków, jak grecki lub arabski, a nawet tak barbarzyńskich, jak zuluski lub eskimoski, uzna je za systemy dziwnie kunsztowne. W istocie, gdyby jeden z tych języków nagle powstał śród jakiegoś plemienia ludzkiego, byłby to wypadek w najwyższej mierze tajemniczy i nieobliczony. Ale skoro zaczniemy od drugiego końca, zaznaczając stopnie, po których urabianie i kojarzenie wyrazów, przypadkowanie i czasowanie, zgoda i składnia — rozwijają się od początków najprostszych i najpierwotniejszych, wówczas tworzenie języka wyda się nam mądrym, celowym i zrozumiałym. Wykazaliśmy w rozdziale poprzednim, że człowiek dotychczas posiada zdolność wprowadzania w użycie świeżych dźwięków dla wyrażenia myśli; teraz możemy dodać, że dotąd posiada on zdolność kształtowania tych dźwięków w zupełną mowę członkowaną. Każde tedy plemię ludzkie posiada zdolności, które — gdy nie odziedziczyło języka gotowego po swych przodkach — pozwoliłyby mu wytworzyć nowy, własny.