bynajmniej nie stanowi zachęty do podejmowania wysiłków w tej mierze.
W trudnych studiach nad procesem upadania religii okoliczności obiektywne towarzyszą więc subiektywnym. Do tego można dodać jeszcze jeden moment negatywny: wprost trudno w ogóle mówić o zaniku religii, kiedy jedna wiara przechodzi stopniowo w inną. Tak się właśnie często dzieje w wyniku procesów synkretycznych, adaptacyjnych i nierzadko wtedy, gdy jedna religia trwa przez wiele setek lat, jak na subkonty-nencie indyjskim.
Etapy czy podstadia tego wymierania można za Menschingiem określić idąc dalej w zaproponowanym przez niego podziale. Można z grubsza i roboczo wyodrębnić następujące fazy:
1. upadku pobożn ści (zmiany jakościowe);
2. topnienia liczby wyznawców (zmiany ilościowe) połączone z charakterystyczną feminizacją i starzeniem się piramidy wieku wiernych;
3. wegetacji garstki ostatnich wiernych, zainteresowanych nie tylko religijnie, ale również utrzymujących się w tej grupie bądź siłą tradycji, bądź z przyczyn rasowych, ekonomicznych czy politycznych;
4. ostatecznego zaniku;
5. „podziemnego” trwania polikwidacyjne-go.
Odrębnego chyba potraktowania wymaga zwykle wymuszone przejście duchowieństwa — i wiernych — na pokrewną wiarę (np. z katolickiej na protestancką czy z greckokatolickiej na prawosławną).
O ile dwa pierwsze etapy upadku religii, a nawet ich kolejność wymykają się ściślejszym ustaleniom, o tyle punkty 3—5 muszą się znaleźć w centrum uwagi badacza. Istotne może się tu okazać wykrycie przewodniego motywu, jaki każe osaczonej czy zapomnianej grupce ludzi trwać wiernie przy naznaczonej już piętnem śmierci ideologii metafizycznej. Znamy w historii przypadek, gdy punkt «3 rozciąga się na całe stulecia; to indyjski parsizm, odrębny do dziś rasowo i ekonomicznie — i właśnie w tych dwóch czynnikach trzeba szukać dwunasto wiekowej odporności religijnej 100-tysięcznej enklawy w otoczeniu hinduistycznym.
Ostateczna oficjalna likwidacja religii nie załatwia sprawy. Aktem prawnym i wykreśleniem w oficjalnym rejestrze, jak wiadomo, nie unicestwia się postaw ludzkich. Gdyby tacy wyklęci prawem ludzie przeprowadzali trzeźwą kalkulację szans, zniechęciliby się szybko do oporu i kontynuowania podziemnej działalności. Historia uczy bowiem, że stara tradycja religijna zepchnięta pod powierzchnię ziemi nie utrzymuje się długo w obcym sobie duchowo środowisku (odmiennie niż młoda wiara, którą początkowe prześladowania jedynie hartują — i dlatego nawet są przez nią pożądane). Wszelako sentyment, przywiązanie do tradycji i strach przed zemstą opuszczonych bogow każą jeszcze przez
21