34 Emile M. Cioran
wnętrznemu przeznaczeniu. Pycha ta znika u tych, których życie stanowi sumę rozdroży i u których doświadczenie integralne jest tak częste, że w każdej chwili czują się przekraczani. Kiedy żyjemy nadzwyczaj intensywnie, treść istnienia przekracza granice indywidualnej egzystencji, a wówczas mamy wrażenie, że pulsują w nas nieznane siły, ciemne i dalekie, i że wypełnia się przeznaczenie, za które nie jesteśmy już odpowiedzialni. Całkowita bez-wartościowość podejmowania racjonalnej decyzji objawia się wtedy w całej swej bolesnej oczywistości. Jako jednostki mamy nieuchronnie świadomość własnego ograniczenia, jednostkowej niewystarczalności — to dlatego właśnie cierpimy i jesteśmy zaskoczeni, kiedy nasze napięcie wewnętrzne eksploduje w postaci tak żywych, głębokich i obfitych treści; to dzięki niej doświadczamy wewnętrznej nieskończoności, nie tracąc świadomości, że jednostkowość jest nieuchronnie ograniczona.
Spośród ludzi robią na mnie wrażenie jedyni ci, których egzystencja stanowi szereg rozdroży, ci, których losy są szczególne i których życie rozszerza zasięg do tego stopnia, że nie można go już okiełznać. Najważniejsze to mieć własne przeznaczenie, to być „przypadkiem”. Niech nasza obecność będzie przestrogą, lękiem, niepokojem, ekstazą lub radością. Niech nikt nie wie, ile czasu będziemy żyć, co będziemy robić, o czym będziemy myśleć i niech jedynie lęk przed upadkiem i radość z powstania uczynią z naszego istnienia ciąg niespodzianek i stan wyjątkowego niepokoju. Bądźmy dla drugiego okazją do trwogi, przyczyną przeczuć, medytacji, nienawiści i uniesienia; niech nikt nie będzie pewien drogi, która go prowadzi, ni tej, na którą wstąpi. Niech nasze istnienie będzie nierozwiązywalnym problemem, którego nawet śmierć nie będzie mogła nigdy rozstrzygnąć, i niech nasza fizyczna nieobecność wzmoże jeszcze udrękę w obliczu niepojmowalnego. Wszyscy ludzie, którzy nie mają własnego przeznaczenia i nic mogą stać się „przypadkiem”, posuwają się pewnym krokiem po drodze egzystencji, przekonani, że dobrze skończą, docierając w jakieś miejsce, bo rozwiązanie zawarte jest u początku ich istnienia. Podczas gdy bycie ,,przypadkiem” wywołuje w jednych absolutny niepokój, illa innych zaś stanowi okazję do niepokoju w sobie samym, drżenie indywiduacji jest halucynacją, ekstazą, marzeniem lub eksplozją, nieskończonym aktem stworzenia, nicością, klóra staje się bytem. Zadaje on sobie wówczas to ostateczna pytanie: czy świat został już stworzony, czy jeszcze nie.
/a wszelką cenę należy unicestwić pamięć i uczucia, które próbują się w nas krystalizować. Wszelkie trwałe przywiązanie, wszelki żal i wszelkie pragnienia trwające choć chwilę uniemożliwiają nam życie, krępują nas i obciążają naszą egzystencję. Czemu ma służyć przypominanie i pragnienie? Czemu wypełniać przeszłość nieskończonym szeregiem treści i uprzedzać przyszłość szeregiem jeszcze dłuższym? Czemu zachowywać uczucia, które wyrażają się w czasie, i wiązać się poprzez nie z przedmiotami? Czemu zawsze w końcu wiązać się ze światem? Czyż nie moglibyśmy pokonać przeszkód wzniesionych na drodze życia czystym doświadczeniem, które wyrwałoby akty życia z uścisku wymogu włączania i ogólnego znaczenia? Życie w trwaniu przemienia każde działanie życia w element szeregu, w ogniwo łańcucha, częściowy i symboliczny fragment, a przez to wszelkie akty życia dostarczają pamięci materiału, ustanawiając w ten sposób bezużyteczną trwałość „ja”. Nie warto