118 Emile M. Cioran
we sklepienie, inne niebo — rozumiemy wtedy, że smutny finał dzieła Mozarta nie przekracza rozmiarów serca ni ram duszy. To nie w smutku i w śmierci możemy przemienić duszę, której natchnienie zrobiło „karierę” w raju.
Jeśli mówimy, źe marzenie o ukojeniu, głębi w ukojeniu, lekkości i niematerialnym locie, że cała subtelna i transcendentna melancholia unosząca się nad jego dziełem z natury pozwala nam uwierzyć, że odkrył on melodie z jakiegoś innego świata i nadał mu je — czy nie dajemy w ten sposób raczej wyrazu naszemu pragnieniu niż duchowej rzeczywistości Mozarta?
Ten ciągłe powracający problem jest problemem fałszywym. Czy możemy sobie wyobrazić, że człowiek nie przeżył całej swej egzystencji w świecie, który sam urzeczywistnił? Nic nie pozwała nam wierzyć, że przed swym upadkiem Mozart nie żył w świecie czystych wibracji, w innym świecie. Nikt nie wyśpiewuje raju dlatego, że go nie posiada, lecz dlatego, że nie chce go utracić.
Ci, którzy żyją w stanach tego drugiego Mozarta, tego krótkiego okresu, w którym śmierć przygasiła światła i zasnuła chmurami jego wewnętrzny raj, ci właśnie namiętnie kochają rajską muzykę Mozarta do tego stopnia, że czynią z niej prawdziwy „kompleks”. A kochają ją dlatego, że chronią ukryty pod ich własnymi niezliczonymi rozczarowaniami i niepowodzeniami świat swego wewnętrznego raju, te światy, które ujawniają się im w nieskończonym rozprzestrzenianiu się ekstazy. Nie można bowiem kochać świata Mozarta, nie odnajdując go w swych głębiach duchowych. Cały sekret rozpaczy tkwi w antynomii powstałej pomiędzy mozartowską głębią i czarnym bezmiarem, który pasożytuje na życiu, by zagłuszyć tę głębię. Tyle dusz żyje w żałobie po innych, nie wiedząc, gdzie szukać swych początków, swego brzasku.
Głupotą byłoby wyjaśniać, że Mozart nie żył w naszym świecie, że nie rozumiał od samego początku upadku i śmierci, tłumaczyć to atmosferą rokoka, w której dojrzewał. Powinno się — przeciwnie — powiedzieć, że są takie istoty, dla których indywiduacja nie jest przekleństwem, ponieważ nieuchronność tej kondycji odsłania im się z opóźnieniem. Ci, którzy są świadomi i nieszczęśliwi w świadomości indywiduacji, w kontakcie z cierpieniem i śmiercią, ulegają przemianie i przyjmują światła demonizmu. Mozart znał zbyt długo serafińskie harmonie, by mógł jeszcze te światła wykorzystać.
„Tajemnica” falowania: spełnienie w uniesieniu albo kształt w porywie.
Umiłować falistą linię, roztapiać się w niej i naginać się do niej. Gdyby istniała tańcząca świadomość...
Kochamy falowanie, ponieważ nas ono urzeczywistnia, spełnia nas tchnieniem...
Falująca, tańczącą, pełna wdzięku świadomość: tchórzostwo dla smutku, zdrada dla odrazy, lecz dla szczęścia — kwiat.
Zamiast „idei” natarczywe myśli. Wolałbym, żeby falowały we mnie, miast być dla mnie udręką...
Pojawiają się hałaśliwie w mej pamięci wszystkie te rzeczy, które nie chciały umrzeć. I jestem ogłuszony przez wszystko to, co we mnie woła o życie.
Kiedy egzystencja staje się muzyką istnienia, drżeniem, wtedy ustaje żal.
Rozpacz: wibrowanie w nicości.