Czy doznaliście już początku ruchu, czy martwiliście się już o pierwszy wstrząs świata? Czy poruszyły was już czyste drżenie ruchu, pierwsza ekstaza stawania się, początkowy wir czasu? Czy nie czuliście nigdy tej chwili pierwszego zamętu, doznanego w promieniującej z ciała i duszy gorączce? Tak jakby w zapomnieniu o wieczności iskra wykrzesana znikąd zapaliła ognie w przestrzeni, rzucała migotliwy blask na mroczny bezmiar świata i rysowała niesamowite kontury na spopielałym dnie przestrzeni. Wrażenie pierwszego ruchu! Czy nie żyjemy wtedy tak, jakbyśmy byli samym źródłem ruchu, pierwszym poruszeniem świata? A czy ta koncentracja ruchu nie jest obecna w naszej gorączce, a ześrodkowanie stawania się — w naszym zapale? Ten, kto nie odczuł, że ruchy świata skupiają się w nim jak w wirze, że w jego wrzeniu rozwijają się nieskończone i niepojęte światy, ten nigdy nie zrozumie dlaczego, po takich chwilach, człowiek stał się istotowo inny, istnieniem wyrwanym z masy podobnych do siebie, nie zrozumie, że jeden dzień nieprzerwanych błyskawic wystarczy, by przemienić go w dym.
Jedynie anioły mogą mnie jeszcze pocieszyć. Te rae-byty, które „żyją” zatracone każdy w ekstazie innego. Świat odwzajemnionych ekstaz... Moje wspomnienia, zmieszane z obrazami Botticellego i harmoniami Mozarta, zabierają mnie gdzieś daleko w tył, kiedy łzy były przeznaczone dla słońca... Melancholia budzi we mnie obrazy anielskich