mniejszymi wątpliwościami w jego autentyczność. Głosy sceptyków podniosą się w przeszło trzy dziesięciolecia od daty wydania, zagłuszone jednak przez obrońców autentyczności Sima. Spoty trwają w zasadzie po dziś dzień, niemniej przekonanie o prawdziwości zabytku nie zostało skutecznie podważone.
Dla ówczesnych miłośników Słowiańszczyzny i tych spod znaku prawdziwego zbieractwa, i mistyfi-katorów Słowo stało się dokumentem decydującym. Objawiało poetycki kształt „prakultuiy”, który można było potraktować jako literacką miarę dawnośoi bądź jako wygodny wzór przy wytwarzaniu falsyfikatów.
Potrzeba wiary w prawdziwość dawnych zabytków działała na korzyść Wacława Hanki. Zdławiono głosy sceptyków, nieliczne zresztą, i oba spreparowane ® w Czechach rękopisy rozpoczęły swój triumfalny pochód, zwłaszcza wśród Słowian, witane jako poetyckie objawienie i jako dokument historii. Tak, dokument właśnie, bo taką rolę odegrał „rękopis zielonogórski” potraktowany jako źródło wiedzy o prawodawstwie słowiańskim, sposobach dziedziczenia ziemi i zarazem o obyczajowości sądowniczej. W historiografii romantycznej, także polskiej, zadomowili się trwale m. in. lesi, kmiecie, władykowie, bo do nich zwracała się w swej mowie sędziowskiej Libusza, i oni jakoby reprezentowali na sądach ogol słowiańskiej społeczności. Stąd też cala historiografia tej epoki napiętnowana jest społeczną wizją dawnej Słowiańszczyzny rodem z falsyfikatu Hanki, a w Polsce już osobliwie, ze względu na skojarzenie nazewmcze między lechaitń a dawną nazwą Polski — Lechią. Urósł ^ tego imponujący „obłęd lecłricki” — V ,ak ** 8§| lllj ’ - naszej historiografii
romantycznej, która wiele energii i fantazji umysłu poświęciła na wyjaśnianie polskiej zagadki łechów.
Zastanawiające jest wszakże, iż nie podjęli nasi poeci romantyczni prób fałszerstwa literackiego. Tłumaczyli i komentowali prawdziwe i skłamane zabytki starosłowiańskie, unosili się nad ich pięknościami, nad homerycką pierwotnoścdą bijącą z pieśni bohaterskich (np. Zabój — Sławoj — Ludiek), wierzyli, że stanowią one szczątki zatraconej epiki, ale sami nie fałszowali. Zajęli się natomiast pracą szlachetniejszą: próbami twórczości własnej w duchu poezji słowiańskiej utrzymanymi.
\J Próby te zmierzały w dwu kierunkach: przejęcia poetyki średniowiecznego rapsodu rycerskiego i słowiańskiej epiki bohaterskiej oraz literackiej rekonstrukcji przeszłości stylizowanej na archaiczny zabytek. Pierw- 29 sze zamierzenia przyniosły w efekcie szereg pieśnio--poematów historycznych z dziejów średniowiecznej Polski, jak Trąby w Dnieprze Siemieńskiego czy Pieśń o Henryku Pobożnym Bielowsfciego, dosyć martwe, niestety, wytwory epiki romantycznej, której słowiańska Żywię nie udzieliła swego ożywczego tchnienia. I w sposobie myślenia o kulturze, i w technice pracy poetyckiej są te utwory zbliżone do pastiszów: mozaika klisz literackich uznanych za słowiańskie. Efekt konceptu, wiedzy o historii i jubilerskiej precyzji montażu. Mogą one natomiast zasługiwać na wzgląd jako ambitna w założeniu próba utrzymania stylistycznej niezawisłości od Słowa o wyprawie Igora, jako wyraz niechęci do imitowania lub zwykłego naśladownictwa tamtego wzoru, który całej epoce narzucił powierzchowny zestaw stylizacyj-nydi chwytów ,^na słowiańskość”.
Natomiast Żywię okazała się łaskawsza dla Ry-