powiedzieć o sobie? Rozumem jestem oczywiście niewierzący, ale uczuciem może jednak wierzę. Rozumem w każdym razie wierzę jedynie w determinującą moc praw natury, ale nie w jakiegoś Boga, który nagradza i karze”. Zauważmy, że ten sam człowiek, który wypowiedział te słowa, na krótko przedtem, w kontekście opisu zaburzeń potencji płciowej, sądził: „W owym momencie miałem obsesyjną myśl, że Bóg mógłby się mścić na mnie”. Freud mówi: „Tak więc reli-gia byłaby powszechną neurozą obsesyjną ludzkości. Neuroza ta, podobnie jak neuroza dziecka, ma swój początek w kompleksie Edypa, w stosunku do ojca”.1 My natomiast, w obliczu przedstawionego właśnie przypadku, jesteśmy bliscy odwrócenia jego zdania i zaryzykowania raczej twierdzenia, że neuroza obsesyjna jest religijnością chorego psychicznie.
Gdy wiara zanika, ulega, jak się wydaje, zniekształceniu. Ale czy nie widzimy nie tylko w dziedzinie kultury jednostek, lecz również w wymiarze społecznym, że wiara stłumiona wyradza się w przesąd? I to przede wszystkim tam, gdzie uczucie religijne pada ofiarą stłumienia ze strony samowładnego rozumu, ze strony technicznego intelektu.2 W tym sensie wiele elementów naszej dzisiejszej sytuacji kulturalnej może rzeczywiście robić wrażenie, by powiedzieć za Freudem, „powszechnej neurozy obsesyjnej ludzkości”. Wiele,
z wyjątkiem jednego — właśnie z wyjątkiem re-ligii.
Ale w wielu przypadkach o jednostkowej, nie zaś zbiorowej, neurozie obsesyjnej można po prostu powiedzieć: na egzystencji neurotycznej mści się brak jej transcendencji.
Przyszłość pewnego złudzenia, w: Z. Freud, Człowiek, rełigia, kultura, tłum. Jerzy Prokopiuk, Warszawa 1967, s. 186.
Gdy Goethe powiada: „Kto posiadł sztukę i naukę, ma również religię”, my dziś wiemy zupełnie dobrze, do czego dochodzi, gdy ludzkość posiada trochę nauki i nic wię'cej. Łatwo z jej całej „czystej nauki” może pozostać tylko jedno — bomby atomowe.