reagować wierszem na rzeczywistość Jasnorzewska-Pawlikowska. Nie bardzo to sobie wyobrażam, ale być może taka formula też się w literaturze wydarza. Czy ja używałem literatury jako wehikułu do wypowiedzi publicznej? Tak, ponieważ nie potrafiłem pisać wierszy. Uznałem natomiast, że pisanie tekstów wierszem, czego by mi nie przepuścili w żadnym artykule, jest dobrym sposobem na publiczną wypowiedź. I tym sposobem udawało mi się omijać cenzurę. Potem zacząłem czytać wiersze, koleżanek, kolegów i różnych klasyków, i zacząłem się uczyć, czym jest literatura. Dlaczego? Ponieważ byłem skażony. Pochodziłem z literackiego domu i wiedziałem, że zajmowanie się literaturą nie ma większego sensu. Chciałem z tego uciec. I potem, gdy się nauczyłem pisać wiersze, to zacząłem myśleć o literaturze jako o literaturze, a nie jak o wehikule, przy pomocy którego coś przemycę i przetransportuję. Nie takie my rzeczy ze szwagrem po nocach w trumnach nosili. Trumna to jest dobra rzecz do przemycania różnych rzeczy i wiersz też mi czasami za taką trumnę robił.
RK: Moje wczesne wiersze, czy moja natura, temperament jest zupełnie inny. Uprawiam poezję raczej refleksyjną niż taką, z jaką jestem kojarzony jako poeta Nowej Fali. Czułem bardzo silny przymus wewnętrzny, żeby wyrazić solidarność i swój protest przeciwko rzeczywistości, w jakiej żyję. Bardzo bliskie są dla mnie słowa z wiersza Zbigniewa Herberta z Przesiania Pana Cogito, który nie wiem, kiedy został napisany, ale ukazał się w książce w roku 1974, gdzie mówi: - „A gniew Twój bezsilny niech będzie jak morze, ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych”.
Co, Panów zdaniem, było wówczas największym wyzwaniem dla tekstu, dla piszącego? Czy była to, ta dość często podkreślana kwestia języka, czy wiązało się to jednak z temperamentem?
LSz: Nie myślałem w kategoriach wiersz, poetyka. To było dla mnie zwykłe opowiadanie historii, które miało się do opowiedzenia. Problem, jak robić wiersz, dla mnie nie istniał. Oczywiście, jak się zaczęły rozmowy w tym gronie, w którym wówczas przebywaliśmy, to się zaczęło mówić, czym jest wiersz, jak go zrobić, jaki jest język, jak go analizować, ale także jak się nim bawić.
BZ: Byłem wtedy pod ogromnym urokiem i wpływem J. M. Rymkiewicza, który zdecydowanie przeciwstawiał poetę i dziennikarza. I jak ktoś był wtedy zakochany w neoklasycyzmie i wierszach Rymkiewicza, to właściwie nawet nie mógł być rozumianym przez Nową Falę i sam nie mógł jej rozumieć. I w przeciwieństwie do Leszka, ja jednak zastanawiałem się trochę i nad językiem, i nad tym, co to jest wiersz. I w tamtych czasach taka konkretna, bardzo dotkliwa rzeczywistość z definicji wejść do moich wierszy nie miała prawa. Potem to się jakoś zmieniło i myślę, że to się zmieniło właśnie pod koniec lat 70. i dlatego też przeczytałem wiersz Ryszarda Nasze życie rośnie,
0 którym myślę, że mógłby być napisany i wtedy, kiedy został napisany, i równie dobrze dzisiaj. Jest w tym wierszu bowiem bardzo elementarne, a jednocześnie uniwersalne przesłanie, za które dziękuję.
RK: Dziękuję Bohdanie za twoje słowa. Mnie jest bardzo trudno mówić o poezji, nie mam niestety tego daru, ale mogę powiedzieć jedno, że cały czas poszukiwałem swojego języka poetyckiego i myślę, że nadal go poszukuję. Niestety zawsze też miałem tę wadę, że jak już coś odkryłem dla siebie, to nie byłem temu odkryciu wierny, bo szukałem czegoś nowego. I jakby ktoś chciał sobie zadać kiedyś trud
1 dokładnie przeczytać moje wiersze, może nie wszystkie, ale chociażby Magnetyczny punkt, książkę moich wierszy wybranych, to zauważy, że ja się tam ciągle zmieniam, zmieniam mój język, a jednocześnie mam takie poczucie, że ciągle krążę wokół tego samego, że w moich młodzieńczych wierszach próbowałem powiedzieć coś, co nadal próbuję powiedzieć.
Szukając swojego języka poetyckiego, odkrywałem języki bardzo mi bliskie - np. wiersze Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, w ogóle barokową poezję, potem Norwida, wreszcie Tadeusza Peipera - układ rozkwitający, który, jak wiedzą wtajemniczeni, wyrasta z poetyki hiszpańskiego poety Luisa de Góngora y Argote. Dla mnie odkrycie układu rozkwitającego było tak samo ważne, jak dla moich kolegów odkrycie sonetu czy pokrewnych form poetyckich. I poszukując tego języka, nie mogłem pozostać głuchy na język, w którym przyszło mi
159