262 Igor Kopytoff
Prowadzimy także wymianę w sferze proszonych kolacji czy obiadów, którą traktujemy jako zupełnie odrębną. Godzimy się z istnieniem sfery wymiany przysług natury politycznej i akademickiej, jednak szokujący wydałby się nam pomysł jej zmonetaryzowania, tak jak dla Tiw było początkowo szokiem wprowadzenie pieniądza do transakcji małżeńskich. Podobnie jak Tiw, którzy za pomocą prętów z brązu zręcznie przechodzili z przyziemnej sfery zwykłych garnków do sfery prestiżowych tytułów, tak samo nasi finansiści w kwestiach takich jak dary pieniężne na rzecz uniwersytetów poruszają się między sferami wymiany z wyczuciem i uwagą. Jakakolwiek znacząca darowizna w postaci żywej gotówki skierowana na fundusz ogólny jest zawsze podejrzana, ponieważ za bardzo wygląda na kupowanie wpływów, dlatego tego rodzaju dotacje są zwykle anonimowe lub pośmiertne. Donacja pieniężna w postaci ratalnej wzbudziłaby jeszcze większe podejrzenia, ponieważ w grę wchodziłaby możliwość wstrzymania kolejnego czeku przez ofiarodawcę. Natomiast duża donacja na wzniesienie jakiegoś budynku przesuwa pieniądze w sferę niemal pozatowarową, zamrażając darowiznę w nieodwołalnej i widzialnej postaci, chroniąc ofiarodawcę od podejrzeń o stale wywieranie wpływu na uniwersytet. Umieszczenie na gmachu nazwiska donatora stanowi więc nie tylko uhonorowanie samego dobroczyńcy, lecz także uniwersytetu, który w ten sposób deklaruje, że nie ciążą na nim żadne zobowiązana wobec konkretnego ofiarodawcy. Wartości stojące za tą transakcją mają zasięg ogólnospołeczny lub przynajmniej właściwe są grupom sprawującym w naszym społeczeństwie hegemonię kulturową i w dużej mierze określają to, co możemy nazwać naszą kulturą publiczną. „Każdy” sprzeciwia się utowarowieniu tego, co zostało publicznie uznane za jednostkowe i uświęcone: publicznych parków, charakterystycznych miejsc ojczystego krajobrazu, przypominającego mauzoleum pomnika Lincolna w Waszyngtonie czy fałszywego zęba George'a Washingtona w Mount Vemon...
Inne wartości pozwalające na ujednostkowienie właściwe są grupom o nieco burdziej ograniczonym członkostwie. Jawnie istnieją w naszym społeczeństwie sfery wymiany uznawane jedynie przez pewne jego segmenty, takie jak grupy zawodowe, przestrzegające wspólnego kodeksu kulturowego i posiadające specyficzną etykę związaną z uprawianym zajęciem. Grupy takie tworzą sieci oparte na poczuciu solidarności mechanicznej, wiążące ze sobą części organicznej struktury szerszej społeczności, która w większości swych działań rządzi się zasadami towarowości. Na użytek niniejszych rozważań przyjrzyjmy się teraz jednemu z działań takiej grapy: kolekcjonowaniu sztuki afrykańskiej przez amerykańskich afrykanistów.
W czasach kiedy wszystko było mniej skomplikowane, jakieś trzydzieści lat temu, wytwory sztuki afrykańskiej przypadkowo zebrane podczas badań terenowych w całości lokowane były w zamkniętej sferze, noszącej znamiona świętości-Zbierane obiekty traktowano jako jednostkowe i niepowtarzalne; miewały osobista wartość sentymentalną dla zbieracza oraz wartość czysto estetyczną lub naukową, przy czym tę ostatnią potęgowała jego domniemana wiedza o kulturowym kontekście istnienia danego obiektu. Kupowania wytworów sztuki od aftykańskich
handlarzy nie uważano za właściwe, nie mówiąc już o nabywaniu ich u europejskich kupców w Afryce czy, co gorsza, od pośredników w Europie lub Ameryce. Obiekt taki, kupiony z drugiej ręki, miał niewielką wartość naukową i był w pewien sposób skażony przez przebywanie w zmonetaryzowanej sferze towarów; skażenia tego nie dawało się całkowicie wyeliminować pomimo późniejszego umieszczenia go w tej samej kategorii, co obiekty nabyte w sposób „usankcjonowany” pobytem w terenie. Sfera wymiany, do której należały wytwory sztuki afrykańskiej, była pod względem zawartości bardzo homogeniczna. Można je było wymieniać na inne obiekty sztuki afrykańskiej lub „pierwotnej”. Można też było dać je komuś w prezencie. Młodzi badacze powracający z terenu przywozili zwykle jedną-dwie rzeczy w charakterze prezentów dla swych profesorów, wprowadzając je w ten sposób do innej sfery - sfery uniwersyteckich relacji patron-klient. Etyka rządząca sferą wymiany sztuki afrykańskiej nie pozwalała jej sprzedawać, chyba że do muzeum po cenie pozyskania. Jednak podobnie jak u Tiw, gdzie sprzedaż prętu z brązu za pożywienie była dozwolona, choć przynosiła wstyd, także i w tym wypadku tylko sytuacja ekstremalna usprawiedliwiała „upłynnienie” obiektu na rynku sztuki; należało to jednak zrobić z odpowiednią dyskrecją i oczywiście uznawane było za wymianę „w dół”.
Jak pokazali Douglas i Isherwood (1980), kultura publiczna w społeczeństwach złożonych dostarcza szerokiej skali oznaczeń rozróżniających wartości towarów i usług. Znaczy to, że publiczna sfera kultury proponuje różnicujące klasyfikacje w takim samym zakresie, jak w małych społecznościach. Muszą one jednak stale konkurować z klasyfikacjami przeprowadzanymi przez jednostki oraz w obrębie niewielkich układów społecznych, których członkowie należą także do innych układów, kładących nacisk na odmienne systemy wartości. Kryteria rozróżniania, które każda jednostka może zastosować podczas wprowadzania klasyfikacji, są bardzo różnorodne. Nie tylko bowiem wersje sfer wymiany różnią się w wypadku każdego człowieka i układu; kryteria te dodatkowo przeobrażają się w zależności od kontekstu i biografii, wraz ze zmienną perspektywą tego, kto im hołduje, ze zmianą jego sympatii i zainteresowań. W rezultacie dyskusja toczy się nie tylko pomiędzy poszczególnymi ludźmi i grupami, lecz także niejako we wnętrzu każdego człowieka. Należy pamiętać, że zalążki tego rodzaju dyskusji istnieją też w społecznościach takich jak Tiw w okresie przedkolonialnym, jednak w ich wypadku kultura i gospodarka idą ręka w rękę, starając się dostarczyć powszechnie aprobowany model klasyfikacji. W naszym skomercjalizowanym, liberalnym i heterogenicznym społeczeństwie kultura publiczna w większości ustępuje wobec pluralizmu i relatywizmu, nie dostarczając wyraźnych i jednoznacznych wskazówek, podczas gdy nasza gospodarka uczy jedynie tyle, że coraz szersze utowarowienie pociąga za sobą swobodę i dynamizm.
Skutki dostrzegalne są częściowo w losie, jaki w ostatnim ćwierćwieczu stał się udziałem kolekcjonerstwa sztuki afrykańskiej. Reguły uległy tu pewnemu rozluźnieniu w sposób podobny do tego, w jaki, według Bohannana, pieniądz rozluźnił zasady postępowania Tiw, czyli dzięki połączeniu pierwotnie odrębnych sfer. Na przykład dzisiaj żadne ograniczenia nie zabraniają kupować dzieł sztuki