tytułowi, zabiera się do ferowania wyroku. Katalog bez tytułu nie będzie kupiony- Koncert bez programu pogrążyłby słuchacza w wielkim zamęcie. Dlaczego? Czy może on na serio przyznać; że jeśli to jest symfonia, będzie przygotowany na symfonię itdL..? Przenigdy! Dla niego jest to mimo wszystko mało ważne, ale uparcie pragnie wiedzieć „co to jest”, ta wiedza pochlebia jego lenistwu i jeśli szczęśliwym trafem tytuł „kawałka” jest sugestywny, osiąga pełnię wspaniałego samopoczucia. Któż nie widział przyjemnego i zaciekawionego spojrzenia, którym przebiega program, a potem owego błąkającego się i pustego wzroku, jaki podnosi znad tej lektury? Gd}’ podczas odgrywanego „kawałka" ogarnia go zbyt wielka nuda, znów odwołuje się do programu — czerpiąc z niego pewną pociechę; zdaje się wtedy mówić: „A jednak to prawda, są tylko dźwięki, no i jest tytuł”; i przez chwilę słucha znowu mniej apatycznie. Można się założyć, że bez tej całej atmosfery ruchu, przyjazdu, wejścia, zdejmowania wierzchnich okryć, gapienia się na siebie, oddychania specyficznym powietrzem wypełnionej sali, przyglądania się odpoczywającym wykonawcom, nabywania programu i zagłębiania się w lekturę itd... pozbawiona tego wszystkiego publiczność, która uczęszcza na imprezy muzyczne, zmalałaby niemal do zera. Wchodzący i zajmujący miejsca słuchacze są nieco zaaferowani, ich twarze promienieją; jakże zmienia się ich wygląd skoro tylko rozlegną się pierwsze takty muzyki! Otóż to: muzyka żąda od nich czegoś, a oni nie pamiętają o tym nigdy aż do ostatniej chwili, kiedy jest już za późno; przynieśli wszystko z wyjątkiem tego właśnie.. -I Mając w ręku program będą się mogli od razu zabrać do ferowania wyroków. Nic w nich samych nie jest nigdy przygotowani', na to, by silnie zareagować, by radośnie i odważnie współuczestniczyć w dziele artysty; trzeba więc z góry uprzedzić ich i poinformować, aby mogli szybko odszukać we wspomnieniach lub wrażeniach coś, co kojarzyłoby się im z tytułem wykonywanego właśnie utworu. Jeżeli nie znajdują nic takiego, tytuł powiększa jeszcze zakłopotanie i dzieło staje się dla nich podwójnie zagadkowe. Na przykład „Spojrzenie w nieskończoność”; mimn że większość słuchających odmienia ciągle na wszystkie sposoby słowa wieczny i nieskończony, nie zastanawiają się nad tym ani przez
chwilę. Symbol, który usiłuje oddać najważniejszą chyba sprawę człowieczą, pozostaje dla nich nie odpieczętowanym listem; na próżno usiłują oddalić się nieco od usłyszanego dźwięku, na próżno mrugają powiekami, ta komedia nie przybliża ich ani na krok do dzieła, którego tytułu nawet nie zdołali uchwycić. Zresztą źródłem owego tytułu jest błędny osąd bądź potrzeba bodźca odczuwanego przez artystę; być może oba te elementy naraz są potrzebne.
Nie byłoby wskazane mylić tytułu z tematem. Na przykład z historii wiemy, iż życie możnych tego świata było tematem narzucanym egipskim artystom — rzeźbiarzom i malarzom, i że tematy religijne przez długi okres czasu były jedyną oficjalną racją bytu dzieła sztuki. Ten sposób myślenia pozostał nawet na długo jako odruch. Claude Lorrain1* nadawał biblijne tytuły swoim pejzażom! W tym przypadku tytuł mylił się z tematem, miało to być wyrazem kultury, specjalnej dyspozycji pewnej epoki; tytuł nie służył orientowaniu w problematyce dzida. Piękna kobieta trzymająca na kolanach nagie dziecko mogła być tylko Madonną; gdyby Rafael nazwał ją Wieśniaczka z Kampanii wrzeszczano by, że to skandal.
Współczesna kultura otwarła przed nami wszystkie dziedziny sztuki; kłopoty z wyborem graniczą z anarchią; to samo jest z wolnością artysty. Sztuka nie ma już publiczności ani publiczność — sztuki, sztuka — nie bez powodu zresztą — przestała troszczyć się o nas. Musimy tłumaczyć sobie produkcję równie nam obcą jak egzotyczny klejnot, którego forma nie sugeruje, jak się z nim obchodzić. Ze swej strony artysta nie odnajdując w nas swojego dzieła — właśnie w nas, którzy mieliśmy być tego dzieła tematem i tytułem, szuka go gdzie indziej. Niestety, gdzie indziej temat i tytuł nie mylą się już... i anarchiczna wolność popycha artystę w sposób całkiem naturalny w kierunku przezornego ograniczania od samego początku swojej koncepcji; określa ją za pomocą tytułu i pozostaje wierny temu stałemu i zrozumiałemu punktowi na niepokojącym oceanie możliwości. Publiczność bierze rzecz za dobrą monetę, nie zastanawiając się nad tym, że niemal zawsze tytuł pełni tutaj rolę podobną do tej, co pióro w przypadku myśliciela; umożliwia powstanie dzieła; to wszystko,
m