nicy, którzy nigdy nie pozwalają książkom Konwickiegjl zbyt długo leżeć na półkach księgarskich. Chodzi o co| innego: oto we wzajemnym nastawieniu do siebie tychifj trzech stron — pisarza, czytelników i krytyków —• zaszW w ciągu kilku niedawnych lat gwałtowne i radykalni i zmiany. Aby zrozumieć, co i dlaczego się stało, należy/ jeszcze raz uobecnić całe bogactwo tej twórczości i przy! jrzeć się projektowi pisarskiemu, jaki niemal od sameg* początku przyświecał Konwickiemu.
Projekt ów skłonny byłbym objąć zaproponowanie w tytule formułą „kreacje obcości". Albo, by rzecz ująć* nieco wyraźniej, formułą „poszukiwanie autentyczno* ści”. Naczelnym tematem prozy Konwickiego jest przed® cięż wieczne doświadczanie obcości i wiecznie ponawia*! na próba jej przezwyciężenia. Poszukiwanie autentyczni ności to jednak nie tylko podstawowy model rozwojtn powieściowej akcji, lecz również fundamentalny problem ■ pisarza. Oto zatem i moje zadanie: opowiedzieć o tyro| jak jeden z największych polskich pisarzy powojermycl! próbował — w swoich książkach i dzięki nim — ocalić! autentyczność.
Aby opowieść była wiarygodna, będziemy musieli! prześledzić kolejne etapy rozwoju polskiej literatury *po % roku 1945, nazwać niebezpieczeństwa związków literatu* ry z polityką, uświadomić sobie obszary pisarskiej wol-1 nośd w kraju zniewolonym i w społeczeństwie potrafiąca cym skutecznie domagać się „swojej” literatury. A spis 1 ten wcale nie wyczerpuje wszystkich zagrożeń dla auten- ! tycznego istnienia, przedstawionych w powieściach Kon-1 wickiego. Dochodzą do tego przecież klasyczne zupełnie! doświadczenia: obce w swej niedoskonałości, nie dające! się zaakceptować życie; czasem śmieszne, czasem strasu zne, a niemal zawsze niezrozumiałe reguły współżycia* z innymi; dziwne, lecz własne, ja”, wyposażone w swoją biografię, której nie można już zmienić; obcy, niepojęty i mało skuteczny nawyk pisania. Niezgoda na życie i niewiara w pisanie — oto horyzonty zakreślające obszary obcości, z których Konwicki usiłuje się wydostać, a zarazem horyzonty buntu. Bunt ten — w odniesieniu do egzystencji — prowadzi chwilami pisarza aż na pozycje bliskie gnostykom, którzy uważali, iż życie jest upadkiem, natomiast w odniesieniu do sztuki wspomniany sprzeciw objawia się odnawianiem gestów Witkacego.
Konwickiemu udało się bowiem w twórczości literackiej pogodzić dwie żywotne tradycje polskiej prozy: tradycję Żeromskiego i Witkacego. Temu pierwszemu zawdzięcza Konwicki łatwość w przechodzeniu od liryzmu do patosu, skłonność do introspekcji i ukazywania przemian społeczeństwa poprzez dzieje jego świadomości oraz przeświadczenie o konieczności podejmowania przez literaturę funkcji mediacyjnej i ostrzegawczej w życiu społecznym. Z kolei od Witkacego zaczerpnął Konwicki — i twórczo wykorzystał — niewiarę w sztukę, szydercze kompromitowanie iluzji powieściowej i tendencję do przekształcania narracji w rozpisany na epickie głosy spór światopoglądowy oraz problem naczelny: ocalanie indywidualności wbrew regułom stanowionym przez zbiorowość.
Czy ten projekt—zachowania autentyczności — mógł się powieść, to właśnie pytanie, na które próbuje odpowiedzieć niniejsza książka. Na razie, zgodnie z powziętym zamiarem prześledzenia kolejnych etapów twórczości, powrócić musimy do czasów debiutu Konwickiego. A ponieważ debiut ten miał miejsce tuż po wojnie, trzeba nam cofnąć się do roku 1945, aby zrozumieć, dlaczego wówczas Konwicki wcale nie uważał siebie za zwycięzcę...
— 7 —