332 KAROL IRZYKOWSKI
swojego 1 propos; wolno mu nawet zamiast recenzji napisać artykuł polityczny lub list otwarty do Prezydenta Rzplitej. Ale krytyka w ścisłym tego słowa znaczeniu, jako zjawisko literackie, społeczne i etyczne, to jest przymierzanie się dusz do siebie, najwyższa forma obcowania dusz ze sobą — jak. to określił Brzozowski.
Nie znaczy to, żeby u Boya brakowało sądów — nie! — sądów jest dosyć. Ale sądy powinny być tylko pretekstem do właściwej krytyki - choć często — w' gazecie — mogą wystarczyć. Otóż w dziesięciu tomach Flirtów rzadko się trafi krytyka istotna; gdy się trafi, to przypadkowo; w ogóle zaś wzięcie się do rzeczy jest takie, że od krytyki prawdziwej instynktowo się uchyla. Nieco później pokażę, na czym to polega.
Stąd to pochodzi, że recenzje Boya o wiele lepsze się wydają w czytaniu późniejszym, gdy sztuki, do których się odnoszą, zapomniane zostały lub gdy się tych sztuk wcale nie zna, niż w konfrontacji | nimi, to jest w chwili, gdy sztuki są jeszcze aktualne, tuż po pierwszych przedstawieniach. I jeden
23 Nie mogę się zgodzić na teorię St. Baczyńskiego w jego Prawie sądu [1930] i K. Troczyńskiego w jego Rozprawie o krytyce literackiej, jakoby istotą krytyki był sąd — jeżeli to ma być sąd w sensie wyroku, wymierzania jakiejś sprawiedliwości, nagradzania i kary, wyznaczania rang albo detaksacji talentów i dzieł. Z tego sportowego pojmowania krytyki wynika ohydna arbitralność i ryczałtowość, stosowana w ocenie dzieł literackich, np. przez krytyków przygodnych, d la Słonimski, tzw. przez Witkiewicza „chlastanie”. [Przyp. K.I.]
Konstanty Troczyński (1906—1942) — teoretyk i krytyk lite-, ratury, jego książka o krytyce pochodzi z 1931. Pisywał także o Irzykowskim (zob. Bibliografia). — Irzykowski wielokrotnie polemizował ze Słonimskim, dodatek do Beniaminka zawiera m. in. Postępouńczostwo, Generałowi Słonimskiemu ku rozwadze, Ludzie z drzwiami na plecach, Kołtuństwo felietonowe.
z moich przyjaciół, porównując Flirty Boya z Moim konfesjonałem (zbiór krytyk) Grabińskiego, tak się wyraził: Grabiński jest, bądź co bądź, reprezentantem wyższego gatunku krytyki, bo widać, że jako sam autor zna sią na rzeczy, gdy Boy jest tylko bardzo dobrym reprezentantem gorszego gatunku.
[3] JAK JA TO ROBIĘ?
Nie mogę się tutaj wdawać w krytykę poszczególnych krytyk Boya; właściwie jest ona zawarta implicite w moich własnych recenzjach, które się pojawiały w «Robotniku» z tych samych sztuk. Bywało, że Boy się lepiej w tej lub owej sztuce zorientował, zgrabniej ją wyłuszczył, wskazał na ten i ów zakątek, który Uszedł mojej uwagi, bywało nawet, że „sąd” jego, to jest detaksacja, był trafniejszy — ale nigdy mnie nie zadowalało jego tzw. podejście do rzeczy. Otóż pozwalam sobie tutaj odsłonić metodę swoją, metodę — gdyż zupełnie nie mają racji ci, którzy mi zarzucali kapryśność w krytyce. Oczywiście, nie jest to metoda według jakichś stałych przepisów la i Ib; łamię ją często, stawiam na głowie, próbuję innych, w miarę omawianego materiału, ale pewien stały zrąb zostaje. I nie jest to metoda narzucona sobie przez doktrynę — wyrobiła się i ustaliła z biegiem czasu, przy czym najwięcej bodźców dał mi Hebbel.
Wychodzę z tego, że autor, pisząc swój utwór, miał jakąś ideę, mniej lub więcej uświadomioną, ideę nie w sensie formułki naukowej, wskazania społecznego (tendencji), tezy psychologicznej czy politycznej — chociaż dziś i to nie jest wykluczone; ideę pojmuję raczej np. jako pewien konkretny konflikt, sytuację, zahaczenie się charakterów albo grup, jakiś wyjątkowy, choć w wyniku typowy, „wypadek”; może to być jakaś jedna scena, która go wabiła