74 BUHT W TREBLINCE
zastanawiamy się nad znaczeniem tego rozkazu. Po co Niemcom potrzebne są te napisy? Nie dochodząc do żadnych mądrych wniosków, po diugich dyskns-jach, zmęczeni ciężkim dniem pracy i napięciem zasnęliśmy niespokojnym jak zwykle snem.
Po kilku dniach esesmani przywieźli cysternę pełną ropy naftowej. Wje-chali z nią do obozu śmierci. Po paru dniach spoza wysokiego walu piachu, który odgradzał plac sortowni od obozu śmierci, zaczął się unosić czarny dym. Wznosił się na setki metrów w górę. Niemcy ciągle biegali w stronę Tojtlagru, a Ukraińcy, których liczba została powiększona o połowę, pilnowali nas. Nie wiedzieliśmy jeszcze, co się dzieje za wysokim wałem. Któregoś dnia Galewski powiedział mi:
— Skurwysyny Niemcy otwierają groby, leją ropę naftową na leżące w nich trupy i podpalają je. Chcą w ten sposób zatrzeć ślady zbrodni, której tutaj dokonali. Nie udaje im się to jednak, bo trupy leżące w ogromnych, głębokich rowach palą się tylko z wierzchu. Niemcy robią eksperymenty, w jaki sposób pozbyć się miliona trupów. Dosyć szybko jednak się przekonali, że lanie ropy nie daje pożądanych rezultatów.
Po paru dniach przyjechał pociąg towarowy z otwartymi platformami pełnymi szyn kolejowych. Mitte gwizdem zwołał wszystkich więźniów i rozkazał wyładowywać szyny z wagonów. Ja szedłem z przodu, niosąc na barkach szynę. Mitte szedł obok mnie. Nagle poczułem, że szyna coraz bardziej ciąży mi na ramieniu. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że w miarę jak zbliżamy się do obozu śmierci, liczba więźniów dźwigających szynę zmniejsza się. Pozostała nas mała garstka. Zataczając się, zbliżyliśmy się do obozu śmierci. Gdyśmy się już dowlekli na miejsce, Mitte rozkazał zrzucić szynę obok parkanu. Parkan ten odgradzał Tojtlager od naszego obozu. Tak w przeciągu kilku godzin, bici i gonieni, przenieśliśmy dziesiątki szyn z dwóch wagonów pod bramę obozu śmierci. Po paru dniach nagle zauważyliśmy za wałem piachu o wysokości pięciu metrów górną część koparki. Tej, która dotychczas wykopywała doły i wyrzucała piach na wał, który nas odgradzał od obozu śmierci.
Tym razem rozrzucała trupy. Z jej otwartej paszczy, spomiędzy zębów spadały w dół ciała. Nie widzieliśmy gdzie, bo wał nam zasłaniał. Potem wybuchnął płomień i dym sięgnął dziesiątków metrów. Od robotników z grupy Wier-nika, którzy przychodzili do pracy przy budowie drewnianej bramy wejściowej w stylu zakopiańskim, dowiedzieliśmy się, że z szyn zrobiono ruszty pieca żarowego. Koparka wydobywała trupy z grobów i rozsypywała na nie. Nad całym obozem roznosił się zapach palonych, rozkładających się ciał. Koparka pracowała całymi dniami. Widzieliśmy, jak kawałki ludzkich ciał leciały w powietrzu. Często z zębów koparki zwisały ludzkie wnętrzności. Zaczepiały się one o zęby
i na nich pozostawały. Widzieliśmy, jak wciąż rozwierała się paszcza koparki po nowy żer, po nowe trupy. Co kilka minut widzieliśmy ją, wolno podnoszącą się w górę, znów wypełnioną trupami, które wystawały z jej wnętrza. Widzieliśmy sterczące nogi i ręce. Tak pracowała całymi dniami i rozsypywała zwłoki na niewidzialne dla nas palenisko.
Wieczorem, po pracy, Mering powiedział, że Niemcy zacierają ślady po Żydach zagazowanych w obozie. Nie chcą, żeby świat się dowiedział, jakiej zbrodni tutaj dokonali. Jest to chyba dobry znak dla nas. Prawdopodobnie dostają na froncie w dupę. Chyba przestali już wierzyć w swoje zwycięstwo i w opanowanie całej Europy, bo w innym wypadku co by ich obchodziło, że tu, na pustkowiu, obok wiosek polskich znajdują się groby około miliona ludzi. Zaczynają palić trupy, bo widzą, że przegrywają. Możliwe, że walczący na frontach żołnierze nie znają faktycznego stanu. SS jednak i gestapo wiedzą więcej i dlatego zacierają ślady. W trakcie rozmowy zwróciłem uwagę moim towarzyszom, że nie mogę zrozumieć, jak mieszkańcy otaczających nas wsi polskich, czując odór rozkładających się zwłok wydobytych teraz z grobów, połączony z zapachem spalenizny, widząc dym unoszący się na dziesiątki kilometrów, pozostają obojętni. Jak mogą otaczający nas Polacy, widząc, co się tutaj dzieje, nie dzielić się z szerokim światem tą wiadomością? Gdzie jest podziemie polskie? Zawsze łudziłem się, że polscy partyzanci napadną na obóz, aby zdobyć zgromadzony w nim majątek. Wiedziałem, że nikt nie będzie się trudzić, żeby nas wyzwolić. Miałem jednak nadzieję, że rabunkowa akcja zbrojna może nam ułatwić ucieczkę. Pamiętałem, że będąc po aryjskiej stronie czytałem podziemną prasę opisującą niemieckie zbrodnie. W żadnym jednak z biuletynów nie wspominano o tym, co Niemcy robią z Żydami. Myśmy dla nich nie istnieli. Kiedy pisano o konspiracji, obozach, łapankach, aresztowaniach, mowa była tylko o Polakach. Moi towarzysze smutnym kiwnięciem głowy przyznali mi rację. Świadomość obojętności otaczającego nas świata nie dodawała nam otuchy.
Powracaliśmy z pracy w lesie, uginając się pod ciężarem drzew. Dźwigaliśmy po czterech belki ze świeżo ściętych drzew. Miały one około sześciu metrów długości. Tb belki miały służyć do podwyższenia płotu od strony południowo-zachodniej. Wkopywaliśmy belki w ziemię obok płotu z wplecionymi w druty kolczaste gałęziami sosny. Były tak gęsto wplecione, że nawet z najbliższej odległości nie można było zobaczyć, co się za nimi dzieje. Pracowaliśmy na drabinach. Z góry po raz pierwszy zobaczyłem opustoszałą, piaszczystą ziemię. Żadna roślina tu nie rosła oprócz nielicznych kęp jałowca. Fotudniowo-za-