realizować wspólnie z rządem. Celowi temu służyła kontrasygnata, która zresztą - co ma być drugim argumentem za przynależnością obu organów do władzy wykonawczej - świadczy według P. Sarneckiego o istnieniu jednego centrum tejże władzy.
Problem tkwi w tym, że już wówczas działalność Prezydenta, w przewidywanym konstytucją zakresie, wydawała się ograniczona i marginalna wobec ogólnej roli jaką odgrywał Prezydent w strukturze władz państwa. W praktyce (dotyczy to głównie Prezydenta Wałęsy), jeśli angażował się cm w prowadzenie bieżącej polityki, to czynił to najczęściej w innych dziedzinach niż wyznaczone i raczej w sposób pozakonstytucyjny. Podstawowej roli Prezydenta nie można było jednak już wtedy scharakteryzować jako sprawowanie władzy wykonawczej, ale jako całkiem odmienne w swej istocie pełnienie funkcji arbitra w systemie politycznym, nawet jeśli miało to duży wpływ na pracę rządu. Dość często spotykane odmianie opinie uzasadnienie były głównie treścią art. 1MK, który z góry (i chyba sztucznie) narzucał usytuowanie Prezydenta w ramach władzy wykonawczej. Artykuł ten był np. podstawową wskazówką umożliwiającą w ogóle P. Sarneckiemu wyinterpretowanie z przepisów konstytucyjnych tezy, iż Prezydent powołany jest do prowadzenia polityki.
W swoim czasie sceptycznie odnosił się do rozwiązań zacierających dystans między Prezydentem a rządem L. Garlicki, który pisał: "Prezydent może (a nawet powinien) działać jako sojusznik, czy wręcz twórca rządu, gdy ten napotyka wrogą mu »większość negatywną^ w parlamencie. Jego dziabną będą jednak wtedy miały zawsze charakter jednorazowy (interwencyjny czy sprawczy), natomiast misja bieżącego klarowania władzą wykonawczą (i odpowiedzialność za to klarowanie) powinna pozostawać w rękach gabinetu z premierem na czele*1. Wydaje się, że owe jednorazowe, interwencyjne działania nie mogą raczej mieć charakteru sprawowania władzy wykonawczej (a zwłaszcza kreowania polityki państwowej), które z natury jest procesem ciągłym. Działania takie są natomiast przejawem aktywnego arbitrażu. Prezydent nie rządzi - i już sam ten fakt powinien umieszczać go poza strukturą egzekutywy - działa natomiast w sytuacjach trudnych, jego zadaniem jest likwidacja konfliktu. W tym celu jednak musi on być zdecydowanie oddzielony od podmiotów biorących udział w konflikcie, w przeciwnym razie arbitraż nie byłby skuteczny - arbiter nie może być stroną w sprawie. Ponieważ zaś w polityce spory przebiega# najczęściej między parlamentem a rządem, Prezydent nie powinien być funkcjo-nalnie związany z tym ostatnim, aby móc pozostać bezstronnym. Nie powimes też przejawiać większej aktywności na żadnym innym polu, aby samemu w wywołać konfliktu. Rzecz jasna, ów brak aktywności czy też "niemicjatywność* Prezydenta nie maże prowadzić do bezczynności, podobnie jak jego bezstromoac me powoduje bezsilności. Musi on dysponować władczymi instrumentami skutecznego rozwiązywania konfliktów.
74
L. Garlicki: Klasyczne modele ustrojowe a koncepcja polskiej prezydentury (w:) Imtpucp prezydenta we współczesnym świecie. Materiały na konferencję, Warszawa - Senat Hf. 22-23 bitego 1993, t. (&.