dził z drogi i dostał się nad Odrę. Błąkał się długo po krzach, łąkach i kałużach i nie mógł się nijako wydostać. Zesłabiony siadł sobie pod kępę wypocząć sobie i przespać się, gdy naraz przyszedł do niego jakiś chłopek. Tego prosił, aby go zaprowadził do domu. Chłopek szedł naprzód, ale w ciemnościach coraz to głębiej włazili w wodę. Chłop się potoczył w dół i stracił czapkę. Ale się wygramolił i począł wrzeszczeć: — Gdzie moja magierka? Chłopek przyskoczył i dał mu swoją nakazując, żeby był cicho. Ale gdy coraz to dalej szli w wodę, chłop się przeżegnał, obrócił się i wnet był na suchej drodze. Rano nie mógł się długo połapać, co się z nim stało, dopiero gdy widział nie swoją magierkę, z której kapała woda, wszystko mu się przypomniało i dopiero spostrzegł, że go utopek prowadził. Żona mu radziła, żeby magierkę do Odry wrzucił, aby miał spokój, i tak się wszystko dobrze skończyło" (M. Przywara, s. 24).
„W Górkach koło Lipowca pod Buczem gazdował kiesi Paweł Pasmyk. Miał trzynaście morgów pola, a od szlachcica Karwińskiego zakupił jeszcze tyle samo. Mioł trzy konie, osiem krów, cielęta, barany, no i kansi pińdzie-siąt gęsi i kaczek razem. Miał toż ładną cerę i pastyrza. Pastyrz posoł krowy w olszynie nad Brynicą, przez którą nie było żodnego mostu, jyno wąska ława zbudowano przez Pasmyka. Kiesi pastyrz pędził krowy z pastwiska, no i krowy szły przez rzykę Brynice, a on obok ławą. Naroz widzi na środku ławy małego chłopczyka, ubranego w czerwonych spodynkach, zielonym żakieciku, a na głowie mioł czerwonom czapeczkym. Ponieważ nie chcioł się z drogi usunąć, więc pastyrz strącił go do rzyki. Był to utopiec. Porę dni później pastyrz znowu wrócił z krowami z pastwiska, zamknął je w stajni i chcioł póńść na trześnie. Gospodyni wysłała go jednak po gęsi i kaczki, z których jehną chciała wybrać na nowiycke, czyli na prezent dla kobiety, co rodziła dziecko. Wnet zauważył, że wszystko to ptactwo jest w rzyce Brynicy. Wołoł na nie, ciepoł kamieniami, ale to nic nie pomogło. Kaczki z wody nie wychodziły. Wobec tego wszedł do wody głębokiej po pas i zaczął je pędzić. Naraz z wody wynurzył się ten sam chłopaczek, którego parę dni temu strącił do wody z ławy, gdy pędził krowy. Pastyrz poznoł, że jest to utopiec. Chcioł uciekać. Ale utopiec rzucił się na niego i ciągnął go do najgłębszego miejsca. Tymczasem gęsi i kaczki spokojnie wracały do domu. Ławą przechodził akurat w tym czasie stary Bojda i widzioł jakisi rozpaczliwe szamotanie się pastyrza w wodzie. Na ratunek było za późno. Bo po chwili wszystko się uspokoiło. Pastyrz wypłynął ku brzegu, ale utopiony. Tak został pastyrz utopiony przez utopca" („Od Cieszyna do Gogolina", s. 61—62).
„Paśli konie dwa chłopi w gajak i nakładli se ognia, no i przyseł ku nim jakisi chłop i chcioł sie ogrzać, oni go odegnali, poseł dalej do gai (krzaków) i stół sie psem, no i seł ku nim. Ten pies tak chodził po watrze, oskarcował się i ogon wystawioł, i gnoił sie wsendy. Jeden (chłop) wzioł głownie i wraził