rękach Kępa Oksywska, że w walkach nad Bzurą dostało się do niewoli 170 tys. żołnierzy, że przedmieścia Warszawy obsadzone itp.
Przed oddziałami jednostek liniowych nie zatajano treści tej ulotki. Tak jak codziennie dzieliłem się z żołnierzami pocieszającymi i zaprawionymi goryczą wieściami, tak i w tym dniu wieczorem, trzymając w ręku ową plugawą ulotkę, uniosłem ją do góry, by wszyscy mogli zobaczyć. Zapytałem następnie, czy wiedzą, co to jest i od kogo pochodzi? To nie jest list od matki ani ojca, ani przyjaciela każdego z nas. To jest zaproszenie wroga odwiecznego i jego apel do Was. Postaramy się dowiedzieć, o co mu chodzi. Wręczywszy ulotkę szefowi baterii, kazałem wolno odczytać jej treść.
Po odczytaniu przemówiłem do obecnych krótko: „Wróg, z którym już od 3 tygodni toczymy walkę, nie mogąc siłą złamać naszego oporu, sięgnął tym razem do arsenału środków podstępu i tą drogą przez podważanie zaufania do naszych dowódców, zamierza rozsadzić i spoistość i wolę walki [...]. A ja powiadam: Panowie Szwabi! i ten chwyt nie powiedzie się! Są wartości, dla których żołnierz polski nie zna granic ofiary; mamy jeszcze co jeść, mamy się jeszcze czym bronić! Sądzę, że będę wyrazicielem jedynej odpowiedzi, która brzmi: nie. Jeśli mu tak spieszno na Hel, niech popróbuje szczęścia”!
Wszyscy obecni, jak jeden mąż wyrazili wolę stawiania dalszego oporu, a po wspólnie odśpiewanej „Rocie” st. mar. Alojzy Ossowski donośnym głosem zawyrokował: „Nie tak prędko i nie tak łatwo pludry jedne. Jeśli wam pilno, przyjdźcie i weźcie, ale nim to nastąpi, musi jeszcze trochę wody do morza i krwi waszej popłynąć!” [...]
Podczas nocnych lotów 30 września rozrzucono nad Helem znaczne ilości ulotek drugiej serii. Podawano w nich, że Warszawa i forteca Modlin kapitulowały, że cały obszar Rzeczypospolitej Polskiej został zajęty, że dla Polski po ciężkich dniach wojny zaczyna się znowu czas pokoju i porządku i że każdy obywatel może powracać do swojej roboty [...]
Choć bolesne odczucia targały sercem żołnierza (w obliczu niepowodzeń wojennych na obszarze krajowym), choć nie łudziliśmy się możliwością nadejścia odsieczy z zewnątrz, każdy żołnierz, każdy marynarz z tym większą zaciętością zaciskał twardą dłoń na swej broni, a zaprawione w bojach oko tym usilniej strzegło nietykalności tego, co nam zostało. Walka toczyła się dalej.
Tuż przed Wieczorem dnia 1 października drogą telefoniczną nadeszła bolesna wiadomość o podpisaniu aktu kapitulaeyjnego. W myśl podpisanej przez komandora Majewskiego umowy, od północy z I na 2 października obowiązywało wstrzymanie ognia i zakaz dokonywania detonacji1.
184
W rzeczywistości rozejtn, czyli wstrzymanie ognia, obowiązywało wcześniej, gdyż od godzin południowych dnia 1 października. Zakaz dokonywania detonacji oznaczał powstrzymanie się od niszczenia artylerii, schronów i podobnych obiektów.