Ranny Piotr Wysocki już przedtem dostał się do niewoli, natomiast część załogi uszła w popłochu pod przewodem majora Dobrogojskie-go, który w stanie nietrzeźwym, okrzykiem: „otaczają nas, jesteśmy zgubieni”, dał hasło do haniebnej ucieczki. Nadjeżdżającemu zastępcy naczelnego wodza — generałowi Kazimierzowi Małachowskiemu, pokazał Bogusławski tłum uciekinierów, mówiąc z goryczą: „Patrz, generale, oto żołnierze, których do Woli posłałem”. Ta niesforna gromada trzystu żołnierzy z siedmioma oficerami, wzmocniona półbatalionem rezerwy 8 pułku piechoty połączona z drugim batalionem 10 pułku, utworzyła kolumnę gotową do natarcia. Zawstydzeni żołnierze chcieli naprawić popełniony błąd. A krakowiacy 10 pułku piechoty wołali na cały głos, że pragną iść na ratunek dowódcy — Wysockiemu! Stary Małachowski wzruszony, pozwolił im pójść naprzód. Lecz cóż mogła zdziałać dwubatalionowa garstka śmiałków przeciw dwudziestu batalionom wroga, który już zupełnie opanował Wolę. Tłumy nieprzyjacielskiej piechoty odparły Polaków, lecz same zostały powstrzymane gęstym ogniem kartaczowym naszej artylerii wałowej z drugiej linii.
Upadek Woli fatalnie wpłynął na prezesa rządu generała Jana Krukowieckiego, oraz generała Ignacego Frądzyńskiego. Od tej chwili zaprzestali w ogóle troszczyć się o losy boju.
Całą energią zużytkowali na prowadzenie pertraktacji z feldmarszałkiem Iwanem Paskiewi-czem, mając na celu ugodę z caratem, wytargowanie możliwie korzystnych warunków powrotu Królestwa Polskiego pod berło cesarsko-królewskie.
A przez ten czas obficie będzie się lać krew obrońców Warszawy. Przez te dwa dni mocno szwankowało naczelne dowództwo. Pozostawiony sam sobie zastępca naczelnego wodza, Kazimierz Małachowski, sterany był wiekiem, pozbawiony rady najwybitniejszego naszego sztabowca — generała Ignacego Prądzyńskiego, nie znalazł pomocy i wyręki ani w dowódcach korpusów — Henryku Dembińskim i Janie Umińskim, ani też w fikcyjnym samochwalczym dowódcy „pierwszej linii” i całej artylerii, mężnym skądinąd, lecz jeszcze nie bardzo doświadczonym — Józefie Bemie. Nie ruszył się też z wygodnej kanapy w obronie stolicy jej generał gubernator Wojciech Chrzanowski. Poszczególni dowódcy zmuszeni byli działać na własną rękę i na własną odpowiedzialność. Nastąpiły pewne poprawki w rozmieszczeniu wojsk. Podczas gdy pod Rakowcem generał Umiński walczył z urojonym całym korpusem rosyjskim, dywizja piechoty Bogusławskiego z jedną baterią lekką i ośmioma szwadronami generała Marne rta Dłuskiego stawiała czoło połowic armii feldmarszałka Paskiewicza.
W tych momentach powstania 1831 roku za-
133