nawiedzającymi dworek, w którym przebywał.
Zmieniony na twarzy, wychudzony gorączką, nie przypominał groźnego dowódcy partyzanckiego, budzącego postrach wroga. Mimo wszystko jego długi pobyt w jednym miejscu stał się niebezpieczny tak dla gościnnych właścicieli, jak i dla niego samego. Rozpoczęła się wędrówka w poszukiwaniu nowego bezpiecznego miejsca.
Dwory nie chciały zaopiekować się Kalitą, musiał wyjeżdżać zaraz następnego dnia, a hrabia Tarnowski, który współpracował z nim jeszcze w Krakowie, odprawił go przez lokaja, nawet nie wyszedłszy, aby go przywitać. Był to zresztą charakterystyczny objaw zachowania się arystokracji, która obawiała się utraty majątków. Nie był to przypadek odosobniony.
W końcu Kalita znękany psychicznie znalazł miłą gościnę u rodziny Radwanów pod Dzikowem, niedaleko Tarnobrzegu, W ciągu dziesięciu dni opiekowano się Rębajłą niezwykle serdecznie i troskliwie, jak członkiem rodziny.
W czasie pobytu w tym doimu przybył do Kality generał Bosak. Po tragicznych przeżyciach spotkanie to było jakby odprężeniem. Mógł z nim porozmawiać o sprawach, których żaden raport nie był w stanie wyjaśnić. Kalita zresztą w swoim pamiętniku przytacza słowa generała Bosaka w czasie tego pamiętnego spotkania:
„Przychodzę — mówił między innymi Bosak — ten mój ciężki błąd naprawić i w tym celu zaprosiłem teraźniejszych twych opiekunów na świadków. W pierwszym bólu po strasznym pogromie opatowskiej bitwy uwierzyłem słowom pułkownika Kurowskiego, żeś zbuntował swój pułk przeciwko pułkownikowi Toporowi, co miało być rzekomo jedyną przyczyną tej przegranej bitwy. Dalsze jednak raporty tak od okolicznych obywateli i informacje od twych oficerów i z innych pułków otrzymane przekonały mnie o fałszywym przedstawieniu sprawy i że Kurowski nie mogąc uniewinnić swego bezmyślnego napadu na Opatów i haniebnej przegranej, nadto czując
133