1
rady wojennej zwołane przez wodza na godzinę 7.00 również nie doprowadziły do niczego.
Na którejś z kolei naradzie, a drugiej w dniu 7 sierpnia, zabrał głos Kołaczkowski:
„Po rozpoznaniu stanu rzeczy żądam, aby dywizją jenerała Rybińskiego sprowadzono i wyznaczono jej stanowisko pod Kąszycami w odwodzie jenerała Chrzanowskiego, który po odejściu dwóch batalionów', pięciu szwadronów i sześciu dział zostawionych do strzeżenia so-chaczewskicgo mostu miałby 23 bataliony, 36 szwadronów i 38 dział pod ręką. Uważam, że gdyby nawet nieprzyjaciel opanował Sochaczew i wszytkimi siłami zmierzał ku Warszawie, możemy jeszcze zająć Szymanowo i uderzyć całą kolumną na nieprzyjacielską flanką w czasie jej marszu na Warszawą”.
Zdanie generalnego kwatermistrza poparł pułkownik Józef Bem. Jednakże pod presją Skrzyneckiego rada postanowiła z atakiem poczekać.
Jeszcze jeden dzień zmarnowany!
Sytuacja doprowadziła wreszcie do togo, żc Skrzyneckiemu udało sią skupić wokół siebie generałów głosujących za stoczeniem bitwy pod murami Warszawy. Za natychmiastowym atakiem na przeciwnika opowiedzieli się jedynie Kołaczkowski, Prądzyński, Umiński, Małachowski, Łubieński i Bem.
Wieść o różnicy zdań wśród gcneralicji dotarła szybko do młodych oficerów i masy żołnierskiej. Walka w łonie kierownictwa potęgowała tylko zwątpienie, które wkradło się w szeregi armii. Zaczęto się zastanawiać, czy rewolucję uratuje zmiana na stanowisku wodza?
Generał Kołaczkowski na kolejnej radzie wojennej w dniu 9 sierpnia jeszcze raz przedstawił swoje argumenty, z których wynikało niezbicie, że stoczenie walnej bitwy jest najsłuszniejszym wyjściem.
Gdy zadano mu pytanie: „Co począć, jeśli przeciwnik nie przyjmie bitwy?’’
Kołaczkowski odpowiedział:
„Trzeba wtedy bez straty czasu powrócić forsownym marszem do Sochaczewa i starać się uprzedzić nieprzyjaciela w Szymanowie albo w Błoniu”.
Opinię Kołaczkowskiego wsparł Prądzyński. Następnego dnia do kwatery głównej udała się delegacja rządu pod przewodnictwem księcia Adama Czartoryskiego, która miała dokonać analizy bezczynności naczelnego wodza. Delegacja ta liczyła ośmiu członków, a wyłoniona została wskutek nacisku lewicy i grupy „kaliszan”.
Skrzynecki powitał ją słowami:
— Czy przybywacie, aby pomóc pobić nieprzyjaciela?
— Być może — odrzekł książę Adam Czartoryski — jeśli tylko naczelny wódz skłonny jest do wydania bitwy.
Ale skłonny, niestety, nie był. Wprawdzie jeszcze bronił swoich „racji”, jeszcze dowodził
95