Wróblewskim — życia w nim co prawda było niewiele, ale serce jeszcze wystukiwało rytm. Zarzucił więc wieśniak bezwładne ciało jak worek przez plecy i poniósł do stodoły. Po kilku dniach przeniesiono rannego do Zawieprzyc, gdzie dzierżawcą był Ksawery Skłodowski. Tu, pod troskliwą opieką, pułkownik powoli wracał do życia. Rany, choć z trudem, ale goiły się.
Przyjemnie było w zawieprzyckim dworze. Walery Wróblewski korzystał tu z domowej biblioteki i dużo czytał. Miła atmosfera pozwalała mu zapomnieć o przykrych przeżyciach ostatnich miesięcy. Bardzo lubił prowadzić długie rozmowy z bratanicą Ksawerego Skłodowskiego, Bolesławą, późniejszą panią Hindemi-tową, ciotką Marii Skłodowskiej-Curie. Panna Skłodowska była inteligentną dziewczyną, ciekawą świata i życia. Wróblewski często opowiadał jej o zdarzeniach powstańczych. Słuchała z zainteresowaniem i marzyła o jakiejś niebezpiecznej przygodzie. Nie przypuszczała, że pułkownik właśnie ułatwi jej to w niedalekiej przyszłości.
Tymczasem żołnierze carscy krążyli po okolicy, wychwytując błąkających się powstańców, którzy nie mogąc wrócić do domów, szukali wokół schronienia. Za przetrzymywanie „buntowników” groziły surowe kary, ze zsyłką na Sybir włącznie.
Nie wiadomo, czy wskutek denuncjacji, czy też zupełnie przypadkowo pewnego dnia Rosjanie mieli przeprowadzić rewizję we dworze w Zawieprzycach. Wróblewski właśnie gawędził wesoło z panną Bolesławą, gdy do pokoju wpadł roztrzęsiony Ksawery Skłodowski.
— Jestem dobrym Polakiem — rzucił od progu do Wróblewskiego — ale nic zrobić dla pana nie mogę. Dwór mój jest osaczony. Za godzinę Rosjanie rozpoczną tu rewizję, odnajdą pana, skonfiskują mi majątek, ja i moja rodzina będziemy zgubieni, a pana nie ocalimy.
Zapadła chwila przykrej ciszy. Skłodowski miał rację, ale jak tu uciekać, gdy rany ledwo się zabliźniły i każdy gwałtowniejszy ruch jest niewskazany. Wróblewski ciężko podniósł się z kanapy. Nie ma wyjścia, trzeba w ucieczce szukać szczęścia.
Panna Bolesława przysłuchiwała się tej scenie i nerwowo wyłamywała palce. Chciała za wszelką cenę pomóc temu człowiekowi. Nagle zaświtała jej myśl.
— Jest środek ratunku dla wszystkich — oświadczyła głosem stanowczym.
— Jakiż to środek? — zdziwił się Ksawery Skłodowski.
— Trzeba przebrać pana za kobietę. Każemy zaprząc konie do bryczki i wsiądziemy do niej. Pan — zwróciła się do Wróblewskiego — będzie-grał rolę mojej ochmistrzyni. Pojedziemy do obozu rosyjskiego. Ojciec mój powie komendantowi, że teraz, gdy porządek już został przy-
95