!mu wymieniła, kto ona jest, grożąc, że jej łapy lub głowę utnie; ta wymienia swą nazwę, lecz puszczona, dusić go na przyszłość nie przestanie. (...) Zmora może się przemienić w różne istoty: w kota, żabkę, powróz itd.. a najczęściej dostaje się przy drzwiach zamkniętych do osoby, którą dusi, w kształcie słomki — przez otwór od klucza lub szparę we drzwiach. Chcąc się od niej uchronić, potrzeba dzień i noc nosić przy sobie igłę w koszulę wetkniętą albo nóż w łóżko na noc włożyć. Osoba przez zmorę dręczona bywa zwykle bladą. ( ...) Zmory mają to być kobiety, które chodzą po nocach i śpiącego mężczyznę ssą; mówią, że są chude, blade, często się oblizujące, a gdy nie mogą dostać kogo ssać, idą do drzewa gruszkowego, ale najczęściej osikowego, i to drzewo, które ona ssie, ma wyrostki. A człowiek, który od nich jest ssany, za pociągnięciem brodawki mleko mu się wydobywa* („Kaliskie i Sieradzkie*, s. 477—479).
„Mory i morusy to już tak się urodzą, a morusów poznaje się, tak jak i ciatow (ciota), po brwiach w jedną linię złączonych, a czarnych. Dlatego też lud mówi: czarny jak morus. Są to pół ludzie, pół duchy, można by powiedzieć. Bo kiedy ich godzina nadejdzie (od północy aż do trzeciej godziny rano), to ciało zostaje na łóżku, a duchowa połowa śpiącej mory lub morusa idzie i dusi (gniecie) ludzi, a w braku tychże, albo skoro im tak dano — drzewo, ciernie i wodę. Jak tylko przetrzyma mora swoją godzinę, tj. skoro jej przeszkodzą, że wyjść nie może, aby dusić (...), to ciężko bywa chorą, a nawet umiera. Mory, zabierając się do duszenia ludzi, nie wiedzą o tern na jawie, czynią to bowiem we śnie, przybierając postać rozmaitych zwierząt, a najczęściej kotów. (...) Rozmaite ma lud przeciw morom środki, z których najpospolitszym a używanym szczególniej przez parobczaków sypiających po oborach i stajniach, dokąd naturalnie mora ma najłatwiejszy przystęp, jest między innemi i ten, iż kiedy ocknie (zbudzi się) parobczak, w tej chwili właśnie, w której go mora dusiła, natychmiast porywa za nóż i utyka go mocno w drzewo swego łóżka. Tym sposobem przebija morę, którą albo rani, albo nawet czasem i zabija, i znachodzi rano wybladłego trupa, przytwierdzonego do łóżka. (...) Niektórzy wieśniacy, idąc spać, zakładają sobie ręce na piersiach na krzyż, dla odwrócenia mory. Skuteczniejszy atoli ma być sposób ten, że oblepiwszy dzbanuszek nowy ciastem, pod poduszki go sobie podłożą. Mora w tym razie nigdy się nie ukaże* („W. Ks. Poznańskie*, s. 38—43).
Z przytoczonych tu opisów wyłania się obraz zmory jako szczególnej postaci półdembnicznej — duszy człowieka żyjącego — wiodącej samoistny tryb życia nocnego w oderwaniu od swej powłoki cielesnej. Miała ona wprawdzie przybierać dość różnorodne postacie, ale bardzo często przypisywano jej postać antropomorficzną. „...Jest to widmo — podaje K. W. Wójcicki — wysokie, chude, ale składne, z nogami dłuższymi jak u zwyczajnych ludzi. Ciało ma białe, przezroczyste. Ci, co widzieli w jasnej księżycowej nocy postę-
J
155