Po chwili do jaskini wpadł Juan, oświetlając sobie dro gę latarką. Za nim pędził Cooper z pozostałymi. Zerwa łam z siebie koszulę, żeby zrobić z niej prowizoryczny opatrunek.
Dave usiłować coś powiedzieć, z trudnością wydobywa jąc z siebie słowa:
- ...ie... po...ólcie... mi ...rżeć...
Miałam tylko jedną szansę. A może nawet mniej.
— Przytrzymaj go! - krzyknęłam do Juana i pobiegłam z powrotem w głąb jaskini, równie szybko, jak wcześniej z niej uciekałam. Kiedy natknęłam się na pierwsze ciało, zarzuciłam je sobie na plecy i zawróciłam.
- Co robisz, do diabła? - spytał Cooper.
Zignorowałam go i głęboko nacięłam nożem szyję martwego wampira. Zaczęła kapać krew, ale było jej za mało. Oderwałam więc truposzowi głowę i odwróciłam go do góry nogami, trzymając za kostki. Teraz na Davea spłynął równy strumień czerwonej cieczy.
— Otwórzcie mu usta i zmuście do przełykania - poleciłam. Boże, niech nie będzie za późno. Niech nie będzie za późno...!
Juan, ze łzami cieknącymi po policzkach, rozchylił wargi rannego kolegi. Jednocześnie modlił się na głos po hiszpańsku. Bezlitośnie kopnęłam nieboszczyka, żeby skierować na dół jeszcze więcej krwi, a Juan zmusił Dave’a do przełykania.
Skóra na szyi Dave’a zareagowała na krew nieumarłego, ale nie dość szybko. Rana zaczęła się zasklepiać, strumienie tryskające z tętnicy zmniejszyły się, a potem całkiem zanikły. Dave był martwy.
Wypadłam z jaskini, ogarnięta żalem. Złapałam pierw-• |',o żołnierza z oddziału przeszukującego teren.
I )okąd pobiegł? Widziałeś, w którą stronę uciekł? Krlso zbladł, kiedy zobaczył, że jestem cała we krwi.
Nie widziałem. Ktoś krzyknął „wampir!”, ale ja zo-l- n /.ylem tylko drzewa. Szukamy go teraz, nie mógł uciec 11 b ko.
|asne — warknęłam.
Wampir tej rangi, nawet ranny, potrafił biec z szybko-l.| prawie stu kilometrów na godzinę. Ale po moim tru-i'i. I .azarusowi uda się zwiać. Po moim trupie.
1'rzej żołnierze wciąż pochylali się nad ciałem Dave’a.
11 i i n płakał bez skrępowania, ale oczy Tatę’a również wy-i" liiiały łzy.
Wampir przedarł się przez zewnętrzny kordon -■ najmiłam bez wstępów. - Zamierzam go dorwać. Tatę,
• li) mi nadajnik i zbierz grupę. Pójdziecie za mną. I od u/u mówię, że gówno mnie obchodzą zasady, bo właśnie |i zmieniam. Kiedy go dopadnę, będą ze mną tylko ci, Liórzy zrobią dokładnie to, co im każę. Jeśli ktoś nie chce wykonywać moich poleceń, może tu zostać z całą resztą. I lic stanę dzisiaj nad ciałem kolejnego z moich ludzi, nie-iżne, co Don uważa za słuszne. Kto chce być na miejscu, l u dy ten wampir dostanie za swoje, niech idzie ze mną. I'uwiedźcie ludziom, żeby wstrzymali akcję, dopóki stąd nic wyjdziemy.
Tatę i Juan natychmiast stanęli prosto. Cooper się za-w.iliał. Popatrzyłam na niego bez mrugnięcia okiem.
- Nie masz jaj, Coop?
Posłał mi stalowe spojrzenie.
61