że zapragnę przemiany w wampira. Ale jeśli zabraknie im wsparcia ludzi, to... cóż, nigdy nie wiadomo.
Bezwstydnie grałam na jej największym lęku, ale sann sobie na to zasłużyła. Wargi Bonesa drgnęły.
- Spójrz na to z innej strony - powiedział z diabolk / nym uśmiechem. - Jeśli zostawisz nas w spokoju, Cat z cza sem może się mną znudzi. Aie zmuszając nas do ucieczki, stwarzasz mi inne możliwości... - Nie dokończył zdania
-Jakbym wierzyła we wszystko, co mówisz - odparo wała matka. - Byłoby lepiej dla wszystkich, gdybyś sam przebił się kołkiem i zdechł. Zrobiłbyś to, gdybyś napraw dę ją kochał.
Bones rzucił jej znużone spojrzenie, a potem wypalił:
— Wiesz, jaki jest twój problem, Justino? Zdecydowani' potrzebujesz solidnego pieprzenia.
Łyknęłam potężny haust ginu, żeby nie parsknąć śmi< chem. Boże, setki razy sama o tym myślałam!
Matka sapnęła z oburzeniem.
— Nie chodzi o to, że oferuję ci swoje usługi — ciągu.|l Bones swobodnym tonem. — Przestałem się sprzedawał jeszcze w osiemnastym wieku.
Z wrażenia gwałtownie zaczerpnęłam tchu i zachłysrn; łam się ginem. Nie, Bones nie powiedział właśnie mojc| matce o swojej dawnej profesji. Słodki Jezu, spraw, żebym się przesłyszała! Niestety...
- Ale mam kolegę, który jest mi coś winien. Może uda mi się go przekonać, żeby... Kitten, wszystko w porządku
Przestałam oddychać w chwili, kiedy beztrosko przy znał się, w jaki sposób kiedyś zarabiał na życie. Dodać do tego gin w płucach... nie, nie było w porządku.
Matka nie zauważyła, co się ze mną dzieje. Z jej ust i spłynął stek obelg.
Ty obrzydliwy, zdegenerowany, zboczony sodomito...
' lak właśnie wyglądało jej dzieciństwo? Bardziej przej-"Uijesz się sobą niż swoją córką, cholerna babo! Nie wi-■ l/isz, że ona się dławi?
bones kilka razy uderzył mnie w plecy, a ja starałam się • vkrztusić gin z tchawicy.
bo pierwszym oddechu oczy zaszły mi łzami, ale przy-niijinniej byłam w stanie zaczerpnąć tchu, nie mniej bo-I' nie, potem jeszcze raz.
(idy Bones upewnił się, że oddycham, podjął temat po-mizony przez moją matkę.
Z tym sodomitą się nie zgodzę, Justino. Moimi klient-I u ni były kobiety, nie mężczyźni. Musiałem to wyjaśnić, Im nie chciałbym, żebyś myślała o mnie niewłaściwe rzezy. Oczywiście, jeśli nie wierzysz w moje rekomendacje, C.ily chodzi o bzykanie, sądzę, że przyjaciel twojej córki In.m mógłby podjąć się uciążliwego zadania...
Dość tego! — wrzasnęła matka, szarpnięciem otwie-i.ijąc drzwi.
Odwiedź nas wkrótce! — zawołał za nią Bones i trzas-n.|l drzwiami tak mocno, że zadrżały szyby w oknach.
Pójdzie prosto do Dona - wykrztusiłam ochrypłym i; losem.
bones tylko się uśmiechnął.
- Nie, nie pójdzie. Jest zdenerwowana, ale przebieg-l,i. Nieźle ją trzepnęło, kiedy się jej postawiłaś. Będzie u; tym gryźć przez jakiś czas, a potem zaczeka na odpowiednią okazję. Mimo tego, co ci powiedziała, nigdy nie
161