Annette uśmiechnęła się lekko.
- Dla nich jesteś tylko kolejną ładną dziewczyną, a nie Rudą Kostuchą, której pragnie łan. Dlatego będzie dla nich całkowicie normalne, że pachniesz jak Crispin. Przecież niby wracamy po odebraniu od niego więźniów, pamiętasz? Crispin ma określoną reputację. Właściwie powinnaś pachnieć również mną, żeby było wiarygodniej.
Zgrzytnęłam zębami, na co Annette uśmiechnęła się szerzej.
- Prędzej piekło zamarznie - mruknęłam.
Annette cmoknęła.
- Szkoda. - Powiodła po mnie spojrzeniem, a ja przypomniałam sobie, że dla niej kobiety są równie pociągające jak mężczyźni. Skoro nie udało się jej odciągnąć mnie od Bonesa, najwyraźniej postanowiła zastosować podejście „nie możesz kogoś pokonać, to się do niego przyłącz”.
Bębniłam palcami w drzwi furgonetki, z trudem powstrzymując się od pytania: „Daleko jeszcze?”. Walka z wampirami pociągała mnie bardziej niż próba uwiedzenia przez byłą kochankę Bonesa. Zwłaszcza że chciała iść ze mną do łóżka tylko po to, żeby on mógł do nas dołączyć.
Pięć minut później Annette wjechała na parking przed rzędem magazynów. Rozejrzałam się czujnie. Było późne piątkowe popołudnie, większość ludzi poszła już do domów. O ile oczywiście te składy należały do zwyczajnej firmy ze zwyczajnymi pracownikami. Annette wyciągnęła telefon i wybrała numer.
- Otwórz drzwi - rzuciła zamiast powitania. - Już jesteśmy.
Annette wjechała po rampie, a gdy tylko znaleźliśmy się w środku, zamknęły się za nami drzwi. Zastanawiałam się wcześniej, jak przekażemy trzech skutych i zakneblowanych facetów bez zwracania na siebie uwagi. Ze swojego miejsca w furgonetce obrzuciłam spojrzeniem mroczne wnętrze. Wydawało się, że oprócz sześciu zbliżających się do nas wampirów nie ma w nim nikogo więcej. Uznałam to za plus.
Minusem natomiast było to, że magazyn składał się z jednej ogromnej hali.
I całą tę wielką przestrzeń zajmował tylko nasz van. Zaklęłam w myślach.
To tyle, jeśli chodzi o pomysł wywabiania wampirów po dwóch do innego pomieszczenia, żeby pozostali nie wiedzieli, co się dzieje. Napotkałam wzrok Annette i głową wskazałam na puste wnętrze. W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami i bez słowa wysiadła z samochodu. Suka.
— Witaj, moja piękna - pozdrowił ją jeden z wampirów, z wyraźnym obcym akcentem.
Jego prawe oko zasłaniała opaska, skrzywiony nos jeszcze za ludzkiego życia musiał być kilkakrotnie złamany. Jednakże te defekty jakoś do niego pasowały, nadając mu łotrowski, mroczny wygląd. Annette pocałowała go w usta. Moje brwi powędrowały niemal pod linię włosów. No, no. Albo bardzo lubiła powitania, albo to był jej dobry znajomy. *
- Franęois - wymruczała. - Tyle czasu.
331