w zwolnionym tempie. Patrzyłam, jak wampiry atakują moich ludzi, ale wiedziałam, że nie mogę im pomóc, dopóki nie zabiję dwóch rannych, z którymi się zmagałam.
Okrakiem usiadłam na Hatchecie i przyszpiliłam go do podłogi, a jednocześnie poderżnęłam gardło jego towarzyszowi, niemal odcinając mu głowę. Powstrzymałam go w ten sposób na dostatecznie długą chwilę, żeby sięgnąć do buta po kolejny nóż. Kiedy Hatchet uderzył mnie pięścią w żołądek, zignorowałam ból i z całej siły wbiłam sztylet w jego pierś.
Ostrze przeszyło mu serce. Wampir znieruchomiał, a ja pochyliłam się nad nim, aż moje włosy dotknęły jego twarzy.
- Nie ruszaj się, to nie przekręcę ostrza. Nie chcę, żebyś był martwy, tyko potulny.
Hatchet spojrzał na mnie i wypowiedział jedno słowo:
- Kostucha.
Najwyraźniej moje oczy się rozjarzyły, co było normalne w tych okolicznościach. Skinęłam głową.
- We własnej osobie. A teraz nawet nie waż się ruszyć.
Zeskoczyłam z niego, kątem oka widząc zamieszanie
po prawej stronie. To Juan, Tatę i Cooper toczyli najważniejszą walkę w swoim życiu. Cooper miał dwie szerokie rany cięte na obojczyku, lecz nadal pewnie trzymał się na nogach i blokował każdy błyskawiczny atak. Z warg Tatę a ciekła krew, ale on też nie wyglądał na poważnie rannego. Z kolei Juan... Gdzie, do diabła, był Juan?
W tym momencie zaczął się podnosić wampir leżący u moich stóp; jego gardło zdążyło prawie całkiem się wygoić. Chwyciłam go za głowę i rąbnęłam nią o ziemię, a potem odciągnęłam go kilka metrów od Hatcheta. Uskoczyłam w bok, kiedy kopniakiem próbował podciąć mi nogi, i zatopiłam nóż w jego piersi.
- Chcesz żyć? - spytałam, lekko trącając ostrze. - To ani drgnij.
Tymczasem Annette powaliła Franęois. Żadne z nich nie miało broni, tale że wyglądało to, jakby oboje próbowali zagryźć się na śmierć. Przeniosłam wzrok z Annette na moich ludzi. Wciąż nigdzie nie widziałam Juana. Doszłam do wniosku, że jest po drugiej stronie vana. Nagle zauważyłam, że Hatchet powoli sunie dłonią do sztyletu tkwiącego w jego piersi. Bez wahania rzuciłam nożem. Ostrze wbiło się w sam środek jego czoła.
- Następny sztylet cię wykończy — warknęłam. - Nie próbuj więcej żadnych sztuczek.
Chwilę później ponad dachem furgonetki przeleciał Juan. Był cały poraniony, ale jego serce biło równo, choć bardzo szybko. Jednym susem znalazłam się przy nim i złapałam go, nim runął na ziemię.
- Patrz, jak chodzisz - rzuciłam z lekkim uśmiechem.
Pomogłam mu stanąć na nogach i wskoczyłam na dach
vana. Zobaczyłam, że jasnowłosy wampir, z którym walczył Juan, jest o krok od sterty broni. Nie wahałam się ani sekundy. Odbiłam się od dachu jak od trampoliny i skoczyłam mu na plecy. Blondyn upadł pod moim ciężarem.
- Juan, przypilnuj, żeby wampiry nie wyciągnęły z siebie srebra! - zdążyłam krzyknąć, zanim twardy łokieć trafił mnie w twarz.
Au! Poczułam w ustach smak krwi. Ból złamanego nosa nie powstrzymał mnie jednak przed rewanżem. Oburącz
337