Zatrzymałam się w połowie drogi, ściskając paczkę.
- Ten kuzyn to dosłownie czy w przenośni?
- Dosłownie - oznajmił Elbę. - Po prostu nigdy nie widziałaś moich stóp.
Gdy wróciłam, Tonio, Łucja i Max zanurzali chipsy tortillowe w bladozielonej salsie, a ja zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem głodna. Pacynka Łucji leżała na stole, spłaszczona, wpatrzona w dal, owinięta piórkowym boa niczym odpoczywającym wężem. Chwyciłam garść chipsów i rzuciłam swoją paczkę na stół.
- Dla Floss - wyjaśniłam, po czym opowiedziałam im o moim pomyśle z wystawieniem sztuki u Elbego.
- Podoba mi się - przyznał Tonio, gdy skończyłam. - Neutralne terytorium.
- Nie widziałem tego miejsca - powiedział Max. -Naprawdę sądzisz, że sprawdzi się jako scena?
- Prawdopodobnie lepiej niż cokolwiek, co zapewni nam rodzina Floss - odparłam z ustami pełnymi chipsów. - Ale możesz się przekonać sam. Elbę obiecał, że poczeka pięć minut.
Tonio zerwał się z krzesła.
- No to idziemy.
Max i Łucja ruszyli za nim. Pacynka Łucji wyglądała na smutną, leżąc sama na stole, więc złapałam ją i założyłam na rękę, wychodząc za nimi. Taftowa spódnica lalki zaszeleściła.
Emporium Elbego delikatnie wibrowało, gdy dotarliśmy na miejsce, jakby było gotowe ruszyć dalej, ale przeszkadzała mu w tym smycz. Tonio, który z nas wszystkich miał do tego najlepsze oko, zanim jeszcze dotarliśmy na ganek, stwierdził:
- Idealne, jesteś genialna, Persjo.
Być może do tej pory marnowałam swój talent, nie poszukując miejsc. Może mam lepsze oko, niż myślałam. Ukłoniłam się pacynką Łucji, dodając łaskawie:
- Dziękuję.
Chyba jest coś w posiadaniu pacynki. Chce się jej używać, sprawiać, by ożyła. Nawet gdy jest zrobiona ze zwykłej skarpetki.
Łucja była już wcześniej u Elbego z Fredem, nie krążyła zatem, jak Max i Tonio i nie weszła z nimi do środka. Stanęła obok mnie na ganku, pod ogromnym nawisem obok flag modlitewnych, i wskazując na lalkę, zapytała:
- Co sądzisz o Elwirze?
- A, nasza bohaterka. Wygodna. Z czego jest? Z wełny?
Łucja kiwnęła głową.
- Pochłania pot. Pomyślałyśmy z Floss, że kilka takich mogłoby robić za chórek. Jedna osoba mogłaby jednocześnie sterować dwoma, poza tym pasują trochę do gwiazdy.
Oddałam jej Elwirę.
- Ma to sens. I łatwo jest nimi śpiewać.
- Śpiewać, śpiewać, śpiewać - poprawiła Łucja. -Ale nadal martwi mnie scena. Ładne proscenium z kurtyną by sprawiło, że wszystko robiłoby jeszcze lepsze wrażenie.
- A, racja - odparłam. - Rozmawiałam o tym z Floss. Zajmę się tym, jak tylko tu skończymy.
Łucja się rozpromieniła.
- Cudownie! Bo chyba właśnie skończyliśmy.
Max, El Jeffery i Tonio ponownie pojawili się na
zewnątrz. Wyglądali na zadowolonych. Zeszliśmy po schodach, idąc w dwuszeregu, z przodu ja z Łucją i Elwirą, Tonio, Max i El Jeffery z tyłu.
215