- Nie bądź śmieszny! Feron i jego rodzina nigdy nie pozwoliliby ci na nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób nadszarpnąć ich autorytet.
Nie znałam rodzinki Floss, ale byłam pewna swoich słów.
- Myśl sobie, co chcesz. Ja wiem, co mówię. Feron już mi to obiecał. A jeśli on składa obietnicę, to jakby sprawa była już załatwiona. Rodzinka królewska się starzeje, wiesz. - Zamilkł, jak gdyby pozwalając swoim słowom powisieć chwilę w powietrzu, po czym dodał: - Na początku będę musiał dzielić się z trollem tym kawałkiem ziemi, który jest jego. Ale z trollami nie żyje się ciężko. Łatwo czymś je zająć. - Urwał i uśmiechnął się. - Byłby zachwycony, mogąc swobodnie dokazywać na starych śmieciach za pomocą kieszeni pełnej pyłu, nie sądzisz?
Myśl o Reginaldzie i zagrożeniu, jakie mógł spowodować w domu, ze swoją mierną inteligencją i obfitym zaopatrzeniem w chochlikowy pył, sprawiły, że mnie zemdliło.
Uśmiechając się ciągle, Major kontynuował.
- Tak łatwo nad nim zapanować. W dodatku jest tak prosty i nieokrzesany, że nawet nie zauważy, kiedy przejąłem stery. A nawet jeśli w końcu się zorientuje, i tak będzie już wtedy za późno. Wiesz, jak jest. Jak już ma się palec...
Był tak bardzo z siebie zadowolony, że nie mogłam się powstrzymać.
- Mogę im powiedzieć, co planujesz.
- Ależ proszę bardzo. Powiedz wszystkim. Nikt ci nie uwierzy. Nikt nie uwierzy komuś, kto przyjaźni się z Floss.
Odwrócił się do mnie, ale zawrócił i, szczerząc zęby w nieszczerym uśmiechu, dorzucił:
- Udanego występu.
Nie miałam mu nic do powiedzenia. Popatrzyłam tylko za nim, jak odchodził. Obserwując go, zauważyłam nowych gości, najwyraźniej rodzinę Freda i Floss. Włosy kobiety wyglądały zupełnie jak puch dmuchawców, dokładnie taki sam jak u Floss, ale zamiast złota miały kolor białej bawełny. Mężczyzna był równie wysoki jak Fred i poruszał się z taką samą pewnością siebie. Za nimi podążała niewielka świta, w tym dworzanie niosący sztandary, które łopotały na wieczornym wietrze, niewyczuwalnym, zdawałoby się, dla nikogo.
Tymczasem Major podszedł już do Ferona i razem wyszli naprzeciw królewskiej rodzinie. Po chwili cała grupka rozmawiała w najlepsze, niczym starzy dobrzy znajomi. Pospieszyłam na ganek Elbego. Fred i Floss wiedzieli już o przybyciu pozostałych członków ich rodziny. Byłam tego pewna, widząc, jak za wszelką cenę unikają patrzenia w stronę drzwi i ostentacyjnie sztywno tkwią w miejscu z założonymi rękoma. Nie odzywając się, odsunęli publiczność z ganku wprost na trawnik.
Kiedy mijała mnie niska brunetka w gumiakach, zauważyłam, że trzyma w dłoniach umocowany na słupku transparent. Transparent nie był duży, bo i jego właścicielka nie była zbyt duża, ale z łatwością odczytałam napis:
„Kukiełki 10, Rządzący 0”
Floss również musiała to zauważyć. Cóż innego w całej tej sytuacji mogło wywołać na jej twarzy półuśmiech?
Tonio zagonił nas wszystkich do środka.
231