s
HYB
OY
z gromadą mieszczuchów bez kilku kolegów dla towarzystwa. Podpisywałem jeszcze książki przez godzinę lub trochę dłużej, ale me mogłem zapomnieć o tym kowboju.
Następnego wieczoru pokaz przebiegł normalnie. Ponownie podpisywałem książki, kiedy zorientowałem się, ze kowboj wrócił i stoi na lewo ode mnie, w miejscu, gdzie me było ludzi. Mający dobrze ponad sześć stóp i cztery cale wzrostu i zbudowany jeszcze potężniej, niż to pamiętałem, stał mniej więcej dwa jardy od czterech dziewczynek liczących sobie, jak przypuszczałem od ośmiu do jedenastu lat. Wszystkie miały rude włosy, które opadały długimi lokami na ich plecy i wszystkie były odświętnie ubrane. Kowboj trzymał w ręce książkę, a na jego twarzy gościł wyraz podobny do tego z poprzedniego wieczoru, surowy i skupiony. Kiedy zbliżył się do mojego stoiska, stanął z boku, a nie przede mną. Skrzywiłem się na myśl o kolejnym uścisku dłoni, ale przygotowałem się na to, gdyż naprawdę ucieszyłem się na jego widok.
— Przeczytałem pańską książkę — powiedział — całą. Nie spałem dziś w nocy. Nie czytam zbyt szybko. Nigdy jeszcze w życiu nie przeczytałem do końca całej książki. Robi pan dobre rzeczy, panie Roberts. Przynosi pan wiele dobrego koniom. Nigdy już me będę ich traktował tak samo jak do tej pory. Mój ojciec tez postępował z nimi brutalnie, tak jak pański. Chciałbym jednak wiedzieć, czy nie jest już za późno dla tych czterech dziewczynekć — Powiedziawszy to, zaszlochał. Objąłem go ramieniem i zaprowadziłem do stojącej w pobliżu przyczepy dla koni, aby usunąć go z oczu zaciekawionych gapiów.
Dziewczynki podążyły wolno za nami, trzymając się w odległości ośmiu, dziesięciu jardów. Czekały, tuląc się do siebie, podczas gdy ich ojciec opowiadał mi o swojej brutalności — wobec koni, córek i zony. Jego żona, powiedział, nie mogła przyjść razem z nim tego wieczoru;