ywna wulkanicznie już od wielu * at. A zatem krytycznego dnia roś musiało zderzyć się z Księ-~ -derzyć w jego powierzchnię). =Hsniejsze wiadomości dotyczące ::w przelatujących blisko Ziemi ~ ch ponad 700) sugerują, źe takie ■o są możliwe. Oczywiście mogło - : się, że tego rodzaju kosmiczne irm przeleciały też w pobliżu Srebr-: 3lobu, czego dowodzi e ego powierzchni zmacanej kosmicznym ost-m. a zwłaszcza kratery,
! zostały uformowane jsk uderzeń.
Hu kolejna dygresja. Na dłu-pc zrzęd spektakularnym wy-zzTfęciu w Jowisza komety I'cemaker-Levy 9, dr Jack -srtung z Uniwersytetu Stano-«*ego Nowy Jork nie tylko był araekonany o tym, że to własne impakt meteorytu jest od-zcwiedzialny za wydarzenie r *178 roku, ale także znalazł
Księżycu miejsce tego zderzenia. Po zapoznaniu się w połowie lat 70. ubiegłego stulecia z relacją brata Gerwazego, do-saedł on do wniosku, że chodzi o impakt -steroidy czy meteorytu - bo tylko to wy-aśniałoby całość zaobserwowanych zjawisk od A do Z.
W szczególności dr Hartung nabrał przekonania, że wspomniane rozdwojenie stę górnego rogu Księżyca mogło zostać soowodowane przez ogromną fontannę ryłu i gazów (rozpalone do czerwoności ■ęgłe), wyzwoloną impaktem, które po-em pokryły znaczną część jego widocznej strony, Co jednak w takim razie z efektem szamocącego się węża? Dr Hartung są-zzi, że był to rezultat powstania wokół miejsca impaktu tymczasowej atmosfery, <órej turbulencje spowodowały takie właśnie zjawisko. Przechodzące przez nią fale uderzeniowe impaktu wzbudziły turbulencje, a całość wyglądała tak, jak obraz rglądany poprzez rozgrzane, drgające warstwy powietrza na pustyni.
Gdyby teorię dr. Hartunga można było udowodnić poprzez znalezienie miejsca impaktu, oznaczałoby to, że pięciu mężczyzn z Canterbury byłoby pierwszymi Ziemianami, którzy widzieli proces powstawania krateru księżycowego. Ze swej strony wspomniany naukowiec sądzi, że ze względu na świeże ślady otastrofy można ten krater znaleźć i nie _est to specjalnie trudnym zadaniem.
Idąc za wskazówkami podanymi przez
brata Gerwazego, dr Hartung wyliczył, że powinien on znajdować się w pobliżu punktu opisanego współrzędnymi księżycowymi 45°N i 90°E, a zatem tuż przy samym wschodnim skraju tarczy Srebrnego Globu. Jego szacunkowa średnica miałaby wynosić co najmniej 10 km i powinien być on otoczony koroną jasnych smug.
Po przestudiowaniu niezliczonych zdjęć powierzchni Księżyca dr Hartung wytypował krater Giordano Bruno, położony na 36°N i 103°E. Mierzy on niemal 20 km średnicy i jest otoczony koroną jasnych smug.
Oczywiście hipoteza, o jakiej mowa, ma swoje mocne, ale także i słabe strony. Jeśli chodzi o te ostatnie, wskazuje się na fakt, iż relacjonowane wydarzenie miało miejsce dwa dni po nowiu Księżyca. Oznacza to, że Srebrny Glob nie mógł być obserwowany nawet tuż po zachodzie słońca, gdyż znajdował się w obszarze zorzy wieczornej, około 3° nad horyzontem. A przecież - jak pisze Gerwazy - było inaczej. Czy zatem podano błędną datę obserwacji? Skoro w kronikach napisano, źe rzecz miała miejsce w dzień przed wigilią święta św. Jana Chrzciciela, to Księżyc musiał znajdować się w zupełnie innym .miejscu!
I znów pozwólmy sobie ńa małą dygresję. Brat Gerwazy podaje, żę był to dzień przed wigilią święty Jańą^^tócfeięla. Chodzi zatem nie o 1$, ale oĘęĘę^ńća 1178 roku, kiedy (o godzinie 21:00 GMT) Księżyc jest już na pozycji: RA = 11h24m10s,8 i DEC = +3°36’12”,2 - czyli na pograniczu konstelacji Lwa i Panny, w fazie 0,357, zachodzi zaś dopiero o godzinie 22:53 GMT. Był on zatem doskonale widoczny nad zachodnim horyzontem (...).
Osobiście skłaniam się w tej mierze ku teorii impaktu jakiegoś obiektu kosmicznego, który przechodził blisko Ziemi. Niestety, przypadek The Canterbury Tale okazuje się naukowym evergreenem, który nie może być definitywnie wyjaśniony z absolutną pewnością. Pewne jest tylko jedno: że pięciu ludzi z Canterbury zaobserwowało wówczas na Księżycu^tężną eksplozję. Widzianego potem efektu zaciemnienia nie można wytłumaczyć tylko nią. Tak więc stanowi to w dalszym ciągu fascynującą tajemnicę (...).
Sprawa TLP nie została do dziś rozwikłana, a loty księżycowych sond i statków kosmicznych dodatkowo ją zaciemniły. Wyjaśnienie podane przez dr. Hartunga brzmi sensownie i logicznie. Pytanie tylko, czy to, co wyrżnęło w Srebrny Glob 22 czerwca 1178 roku, było na pewno asteroidem? A może chodziło np. o człon hamujący jakiejś automatycznej sondy kosmicznej z innego układu planetarnego? Tego dowiemy się na pewno wtedy - i tylko wtedy - gdy ekipa astronautów wyląduje w kraterze Giordano Bruno i zbada rzecz in situ.
Prawda mogła wyglądać również i tak, że owych pięciu zakonników nieprzypadkowo patrzyło akurat na Księżyc. Mogli oni od dawna obserwować jakieś ciało niebieskie, które zmierzało w jego kierunku. A dlaczego nie powiedzieli o tym Gerwazemu? To proste - istnienie aste-roidów nie było przewidziane przez Ptolemeusza i w jego De Magna Syntaxis nie ma o nich ani słowa. Zatem teorie przedstawione w Aimegescie byłyby funta kłaków warte, a to już trąciło herezją z wiadomymi skutkami. Dlatego też nie nadano sprawie rozgłosu i pogrzebano ją tak, jak trzy wieki później postąpiono z tego samego powodu z kopernikańskim dziełem De astro minante, o czym pisaliśmy z dr. Jesenskym w naszym artykule o klątwie Kopernika.
A tak już nawiasem mówiąc: może warto ogłosić w Polsce i innych krajach apel w sprawie poszukiwania TLP przez astronomów amatorów i profesjonalistów? Nie tylko bezpośrednio na Księżycu, ale także w starych dokumentach, zapiskach, pamiętnikach itp. A nuż znajdziemy dzięki temu kolejny fakt podobny do tego, jaki opisał brat Gerwazy z Canterbury?
Tłumaczenie i opracowanie:
T^cbc-H. !C. t*<LŚniaki<LU)ic2
I Za miesiąc: Ślady odciśnięte w gwiazdozbiorach.