wiedzy. Okazuje się ponadto, że aksakałowie całkiem nieźle orientują się w sprawach międzynarodowych.
- Assalam allejkum!
- Wa-allejkum assalam! Wy otkuda? - interesuje się jeden z dziadków.
- Iz Polszy.
- Polsza? Oj, nieładnie, nieładnie.
- ???
- Tarczy antyrakietowej wam się zachciewa? NATO?
- ???
- Kiedyś byliście przyjaciółmi Rosji. Razem w Układzie Warszawskim byliśmy. A teraz co? Amerykańcom się sprzedaliście. I co wam z tego przyjdzie? Nic dobrego. Z Rosją zadzierać nie wolno.
- Ale...
- Dobra, dobra. My już wiemy swoje. Weteranów nie szanuje cie. Dnia Zwycięstwa nie obchodzicie. Nawet Czterech pancernych i psa zakazujecie pokazywać. Prawda, Achmed? Sam powiedz, ty sic najlepiej znasz na tych sprawach. W 1956 na Węgrzech byłeś. Bunt imperialistów tłumiłeś.
- To może my już pójdziemy? ...
Podobne pytania powracały w Dagestanie jak bumerang. Polska Ukraina, Gruzja, Estonia. Wszystkie te kraje kojarzą się dziś więk szóści mieszkańców Rosji negatywnie. Trudno się dziwić. Karmień i są ciągłą telewizyjną propagandą o „estońskich faszystach”, ame rykańskim agencie Saakaszwilim, pomarańczowej rewolucji „za amerykańskie pieniądze” i sprzedajnych Polakach, którzy oddali się amerykańskim imperialistom...
Murtuz podwozi nas pod dom szejcha Saida Efendi. Sam nie chce wejść, nie darzy go zbytnim szacunkiem. Dom zdobią zielone flagi, przed bramą źródełko i ławeczki dla oczekujących. Jakiś człowiek z gorejącymi oczami zacięcie tłumaczy coś po awarsku, który, po uważnym wsłuchaniu się, okazuje się być kulejącym, gardłowym rosyjskim. Chodzi o to, że szejch jest człowiekiem starym, schorowanym i na dodatek zajętym. I żeby mu nie zawracać głowy codziennymi problemami: chorobami, tym, za kogo wydać córkę, gdzie posłać syna na studia.
- Zadawajcie tylko pytania religijne! Zrozumieliście?
Wyglądają tu na pryncypialnych. Upsss, orientujemy się,
że w plecaku mamy żubrówkę. Co będzie, jak przed wejściem będą sprawdzać zawartość toreb? Murtuz ukradkiem dopala w samochodzie papierosa (we wsi nikt nie pali na ulicy).
- Masz! Wypij z przyjaciółmi!
- Powodzenia - rzuca na pożegnanie, wpychając flaszkę za pazuchę.
*
No to wpadłem jak śliwka w kompot! Zaraz oskarżą mnie o świętokradztwo i wyrzucą na zbity pysk. Dosłownie, bo z kaukaskimi facetami nie ma żartów. Zgięci wpół miurydzi truchtem wbiegli do wyłożonej dywanami sali i usiedli w równym rzędzie, z podwiniętymi nogami. Wszyscy milczeli. Głowy spuszczone, dłonie na kolanach. Pewnie zaraz zaczną się modlić, pomyślałem. I co wtedy? Nie podnieśli wzroku nawet wtedy, kiedy po kilku minutach wszedł szejch. Uścisnął wszystkim ręce i rozpoczął zbiorowo-indywidualną
119