Wiję się — walczę — błagam — zgrzytam Dławię słów węże — słuch zamykam — Nie chcę! przeklinam! — Sił już nie mam. — Ach, na to tylko już me siły idą, by walczyć z własnym Losem, Wyczerpać do dna mękę działu,
Której nic nigdy nie wyczerpie!
Moc niezbadana, sroga, niema,
Drga ciężkim nad mą głową sądem: „Wszystko dać musisz! — co do włókna Spłacisz, coś wziął, nim zdjęta klątwa! Skra wiedzy ci nie będzie dana,
Aż w płomień dawnej nie rozniecisz,
Nie wtłoczysz w ziemię twórczą męką, Nie wtopisz w słowa ogniem bólu!
Darmo nic! Skrzydłem twym ciężary! Okupem ciężki, jak ładowny Wielbłąd, pod górę — o Wiel-błądzie! — Wspinać się będziesz. — Lot nie dany Adama synom. — Syzyfową Pracą nieść będziesz głaz na głazy —
Aż w niebo dźwigniesz Górę Śmierci!
Aż przedrze się przez strefy lodu Twych całopalnych mąk Golgota,
Kędy się w grad mgła ścina płocha I ptaka lot uderza w sidła —
Lecz niewzruszone stoją Głazy!
Wtedy zawistne niegdyś chmury Przed ziemi cię zasłonią okiem — Otoczą góry pierś — a z szczytu, Kędy nie sięga ptak ni tuman, Ognisty zstąpi wóz zachwytu I duch twój wolny porwie w słońce”.
291