90
słuchu, (pauza. Oboje przysłuchują się muzyce) Kto gra?
BARONOWA Mój mąż. (Student wstaje) Nie chce pan posłuchać?
Student wychodzi na prawo. Wyciemnienie. Muzyka w dalszym ciągu.
SCENA 4
Rozjaśnienie. To samo popołudnie, nieco później. Okiennica po lewej zamknięta. Z wnętrza domu muzyka fortepianowa (inny utwór, już nie ten sam, co w poprzedniej scenie). Na scenę, z prawej strony, wjeżdżają Onek i Ońka na dwuosobowym rowerze, tak zwanym tandemie. Onek prowadzi. Na kierownicy martwy kogut z nastroszonymi piórami. Okrążają scenę i zatrzymują się przed gankiem. Zsiadają z roweru. Onek opiera rower o słup ganku. Niesie martwego koguta, trzymając go za skrzydło. Szarpie sznur dzwonka. Fortepian cichnie. W drzwiach ukazuje się Baron.
BARON Czym mogę służyć?
ONEK A, to pan...
BARON Pan dzwonił.
ONEK Tak, ale nie na pana.
BARON Pani też mnie nie potrzebuje?
ONKA Myśleliśmy, że... że... Oneczku, przeproś.
ONEK Przecież mówię, że dzwoniłem na służbę!
BARON Co widzę, był pan na polowaniu.
ONEK Na jakim znowu polowaniu. Byliśmy na wycieczce, prawda?
ONKA Tak, zwiedziliśmy ruiny, a także nad jeziorem...
BARON (wskazuje na koguta) A to?
ONEK Wypadek.
ONKA Przejeżdżaliśmy przez wieś i...
BARON Ahaaa... Przejechał pan koguta.
ONEK Ja przejechałem? Razem przejechaliśmy.
BARON Jak to, pani także? Nie mogę w to uwierzyć. To zbyt okrutne.
ONKA Ja... Ja wcale nie chciałam, (do Onka) To ty prowadziłeś.
ONEK Ja, ja, ja! Teraz wszystko na mnie. Zresztą nikt go nie przejechał. Sam wpadł pod koła.
BARON (kłaniając się przed Onką) Lady Macbetbi...
Onek powtórnie pociąga za sznur dzwonka. Okiennica po lewej stronie otwiera się, w oknie ukazuje się Baronowa.
BARONOWA Co się stało?
BARON Państwo Macbeth wrócili z przejażdżki.
BARONOWA Gdzie byłaś?
ONKA Nad jeziorem i zwiedzaliśmy ruiny starego młyna, i ten kogut...
BARONOWA Zaraz tam przyjdę.
Baronowa znika z okna. Baron schodzi z ganku, zbliża się do Onka.
BARON Na pewno nie żyje?
ONEK Niech pan sam sprawdzi.
Baron wyciąga rękę i dotyka nastroszonych piór. Na ganku ukazuje się Baronowa.
BARON Biedny Don Juanie. A takim zuchem byłeś. Oto zasłużona kara: śmierć pod kołami małżeńskiego bicykla.
ONKA Ja nie chciałam, ja wcale nie chciałam!
BARONOWA Uspokój się. (do Onka) A pan niech stąd zabiera to świństwo. Po co pan to przywlókł?
ONEK Jak to po oo? Na rosół.
BARONOWA Głodny pan jest?
ONEK Nie, ale szkoda, żeby się marnowało...
BARONOWA I dlaczego pan właściwie hałasuje?
ONEK Dzwonię na służbę, chcę oddać do kuchni.
BARONOWA Niech pan to stąd natychmiast wyniesie i wyrzuci gdzieś w krzaki. Daleko.
ONEK Ale...
BARONOWA Bez dyskusji, (do Onki) A ty chodź do domu. Onka posłusznie wchodzi na ganek. Baronowa przepuszcza ją przodem, obie wchodzą do domu. Baron rozkłada ręce przed Onkiem, jakby chciał powiedzieć: „A widzi pan, nic się nie da zrobić”.
ONEK Gdzie jest ten garbaty?
BARON Nie ma go. Poszedł na pocztę.
ONEK I teraz dopiero mi pan to mówi?
BARON Myślałem, że pan lubi dzwonić.
Onek odwraca się i wychodzi na prawo, niosąc koguta. Baron patrzy za nim, dopóki nie zniknie. Potem siada na fotelu biegunowym i huśta się. Wyciemnienie.