mająca podkreślić różnicę, która już nie istniała. Mimo swego radykalizmu nowy ruch nie był ani odważny, ani rewolucyjny. Był po prostu przedłużeniem hedonizmu lat pięćdziesiątych i oznaczał demokratyzację libertynizmu, osiągniętą dużo wcześniej przez część warstw wyższych. Podobnie jak polityczny radykalizm lat sześćdziesiątych pojawił się dziesięć lat po niepowodzeniach politycznego liberalizmu, tak też i psychodeliczne skrajności - seksualność, nagość, perwersja, marihuana i rock - oraz kontrkultura stanowiły kontynuację hedonizmu lat pięćdziesiątych.
Spróbujmy podsumować. Erozja tradycyjnych amerykańskich wartości przebiegała w dwóch płaszczyznach. W dziedzinie kultury i idei gwałtowny atak na życie małomiasteczkowe za jego krępujący i banalny charakter wszczęła w drugiej dekadzie stulecia świadoma swych celów grupa „młodych intelektualistów”. W następnym dziesięcioleciu znalazł on przedłużenie w dziennikarstwie H. L. Menckena oraz esejach i powieściach Sherwooda Andersona i Sinclaira Lewisa.
Bardziej zasadnicze przeobrażenia zachodziły jednak w samej strukturze społecznej; polegały na zmianie motywacji i celów w systemie ekonomicznym. Wzrost bogactwa plutokracji oznaczał, że praca i akumulacja przestały już być celem samym dla siebie (nawet jeśli miały jeszcze zasadnicze znaczenie dla jakiegoś Johna D. Rockefellera czy Andrew Carnegie’ego), a stały się środkiem do konsumpcji i wystawno-ści. Świadectwem sukcesu przestała być praca i boska predestynacja, stał się nim status i jego oznaki.
W historii społecznej jest to normalny proces towarzyszący powstawaniu nowej klasy, aczkolwiek w przeszłości to potomkowie wojowników porzucali spartański tryb życia na rzecz sybarytyzmu. Kiedyś klasy parewniuszowskie mogły jednak dystansować się od reszty społeczeństwa, a tego rodzaju przekształcenia przebiegały zazwyczaj bez naruszania stylu życia warstw niższych. Rzeczywista rewolucja nowoczesnego społeczeństwa nastąpiła w latach dwudziestych, kiedy to masowa produkcja i wysoka konsumpcja zaczęły przekształcać życie warstw średnich. W rezultacie etykę protestancką oraz styl życia warstw średnich zastąpił materialistyczny hedonizm, a postawę purytańską -psychologiczny eudajmonizm. Społeczeństwo burżuazyjne, znajdujące uzasadnienie i czerpiące energię z tej dawniejszej etyki, nie mogło łatwo pogodzić się ze zmianą. Zawzięcie popierało hedonistyczny styl życia - o czym świadczą choćby reklamy z lat dwudziestych - ale nie było w stanie tego uzasadnić. Brakowało mu nowej religii czy też systemu wartości, który mógłby zastąpić stary. Rezultatem była właśnie rozbieżność, o której tu mowa.
Pod pewnym jednak względem omawiana zmiana jest czymś wyjątkowym w historii ludzkości. Przez tysiąclecia zadaniem gospodarki było zaspokajanie codziennych potrzeb, zapewnianie odpowiednich warunków życia. Dla kolejnych warstw wyższych gospodarka była podstawą ich statusu i wystawnego trybu życia. Teraz natomiast została ona podporządkowana wymogom kultury i to na skalę masową. Kultura - nie tyle symboliczna czy też w swym przesłaniu moralnym, ile jako styl życia - stała się siłą dominującą.
„Nowy kapitalizm” (określenie to zrodziło się w latach dwudziestych) nadal wymagał etyki protestanckiej w sferze produkcji, to znaczy pracy, ale stymulował potrzebę przyjemności i zabawy w konsumpcji. Rozbieżność stawała się coraz głębsza. Rozmach życia miejskiego, różnorodność jego rozrywek i impulsów; nowa rola kobiety spowodowana przez coraz większą liczbę stanowisk pracy biurowej oraz swobodę kontaktów społecznych i seksualnych; rozwój kultury narodowej dzięki filmom i radiu - wszystko to sprzyjało osłabieniu autorytetu starego systemu wartości.
Postawę purytańską opisać można najprościej jako zgodę na „opóźnioną gratyfikację” i powstrzymanie się od niej. Jest to oczywiście maltuzjańskie zalecenie ostrożności w świecie niedostatku. Amerykański system gospodarczy głosił wszakże, iż zapewnia obfitość, a obfitość zachęca raczej do rozrzutności niż do rozwagi. Motorem przemian staje się tym samym nie praca jako taka, lecz wyższy poziom życia. Uzasadnieniem systemu staje się gloryfikacja dostatku, a nie - jak uprzednio - uzależnienie od skąpej przyrody. Wszystko to nie dawało się jednak w żaden sposób pogodzić z teologicznymi i socjologicznymi podstawami dziewiętnastowiecznego protestantyzmu, który był fundamentem amerykańskiego systemu wartości.
W latach dwudziestych, a także pięćdziesiątych i sześćdziesiątych niespójności te skrywało optymistyczne przekonanie o moralnej aprobacie społeczeństwa dla materialnej obfitości. Reklama lat dwudziestych podejmowała wulgarny wysiłek stworzenia moralnej apologii dostatku. (Bruce Barton np. twierdził, iż Jezus był największym.
111