wszystko może zostać załatwione praworządnie. Wiec nie był ze mną uzgadniany, więc proszę, żebyśmy ustalili jakiś nowy termin, a teraz się państwo rozejdźcie”. Więc w tamten piątek 8 marca wyszedłem wcześniej, po jakiejś godzinie, boczną furtką przy ulicy Oboźnej i pojechałem do Puław. Po powrocie do domu złapałem wieczorem Wolną Europę, bo miałem taki obyczaj, i właściwie
0 tym, że w Warszawie wydarzyło się coś istotnego i na dużą skalę, dowiedziałem się z radia. A ponieważ byłem takim studentem, jak państwu opowiedziałem, to żeby nim być, należało unikać jak diabeł święconej wody dziekanatu. W związku z tym nie miałem ważnej legitymacji studenckiej i nie miałem wstępu na uczelnię.
1 taki był mój anegdotyczny Marzec, który mógłbym o jeszcze jedną anegdotę poszerzyć. Mój poetycki przyjaciel z tamtych czasów - Witold Maj - miał to nieszczęście, że miał brata milicjanta. Nieszczęście polegało na tym, że ten brat razem z żoną i dzieckiem nocowali u niego w suterenie na Brzeskiej. Witek miał straszny problem do rozstrzygnięcia, czy rano tego brata budzić, żeby szedł rozprawiać się ze studentami, czy go nie budzić - ale jak go nie obudzi, to sympatyczna bratowa zostanie z małym dzieckiem bez środków do życia.
Czy Marzec wpłynął jakoś na moje myślenie o literaturze? Myślę, że nie za bardzo, natomiast wpłynął na moje myślenie o świecie. Wydaje mi się, że wtedy ostatecznie załamał mi się projekt życiowy, że można by się z tą powojenną rzeczywistością jakoś uładzić i znaleźć sposób nie tyle na literaturę, co na życie w harmonii ze światem. Ryszard wspominał o odkryciu dla siebie poezji Brechta, mnie w ostatniej klasie liceum pomagali żyć i stwarzali nadzieję na lepsze czasy, czasy, które mogą zyskać ludzką twarz - nigdy słowa socjalizm nie lubiłem - nowi Rosjanie. Myślę tu o Okudżawie, powieściach Aksionowa i Jewtuszence, z którym wiążą się moje pierwsze próby przekładowe na nudnych lekcjach języka rosyjskiego.
Gdybym mógł Pana wywołać jeszcze do tablicy - napisał Pan Wiersz dla Marty Podgórnik, który ukazał się w tomie Ptasia grypa w roku 2002.
To dziwne, w ogóle nie ciągnęło mnie do starszaków Stanisław i Julian, Ryszard, Adam czy Krzysztof to powinna być moja grupa a ja wolę się bawić z Darkiem Maćkiem Tomkiem Krzyśkiem i Martusią
chyba nie dorosłem bo oszukiwałem przy piciu tranu i kiedy oni występowali na akademiach deklamując wierszyki trochę im zazdrościłem ale tylko trochę w końcu to oni się pocili a nie ja
Pan Ryszard Krynicki wspominał o pewnym obowiązku w reagowaniu na brutalną rzeczywistość. Czy Panowie odczuwali wówczas jakąś więź pokoleniową?
BZ: Jak się jakiś wiersz napisze, to potem się trzeba z niego tłumaczyć. Ten wiersz trochę jest żartem, trochę pokazuje moje poczucie osamotnienia, które towarzyszyło mi po książce Staszka Barańczaka Nieufni i zadufam, w której miał on bardzo dużo racji, natomiast, moim zdaniem, zupełnie źle odczytał w tamtym czasie moje intencje. Bo właściwie mój stosunek do rzeczywistości był taki, jak stosunek Nowej Fali, tylko trochę inaczej tę rzeczywistość próbowałem zmienić. Wcale ten eskapizm nie był taki silny, jak go Staszek widział i właściwie wydawało mi się, że tej rzeczywistości nie da się zmienić jej metodami.
Uważałem, że koledzy z mojego pokolenia jakoś wierzyli w rewolucję i do takiej zmiany dążyli. Ja właściwie nigdy w rewolucję nie wierzyłem, chociaż jeszcze jako dziecko miałem jakieś rojenia rewo-lucyjno-powstańcze. Nigdy o tym nie opowiadałem i zupełnie nie wiem, dlaczego teraz mi to się przypomniało. Kiedy chodziłem na mecze lekkoatletyczne pod koniec lat 50. na Stadion Dziesięciolecia, i tam na trybunach było sto tysięcy ludzi, którzy jednakowo czują, jednakowo myślą, wszyscy są dla siebie życzliwi - to jeszcze zdarzało się przed papieżem i Solidarnością - taka myśl przelatująca przez głowę, że jakby coś się teraz stało, jakby ci ludzie wyszli na Warszawę, to co tam jakiś marsz na Belweder, to dopiero by się zaczęło zwycięskie powstanie, to by się zaczęła rewolucja.
LSz: Zastanawiam się, czy ja kiedykolwiek miałem ochotę, żeby jechać oklep na strusiu. Chyba nie, bo struś nie jest specjalnie dobrze przystosowany do tego typu zajęć. Myślę, że to, jak się na coś reaguje - zwłaszcza pisarsko - jest sprawą wewnętrznego i językowego temperamentu. Nie sądzę, żeby umiała, mogła i chciała
157