niek wyjął chusteczkę i wyciera nią nos. Chce ukryć za nią twarz. Wie dobrze, że jest czerwony.
— Chodźcie ze mną! — Pan Werner zaprowadził ich do drzewka.
— Co to jest? — pokazuje palcem.
Patrzą na duży biały ślad w miejscu, gdzie kiedyś była gałąź.
Piotr czuje, że teraz lepiej mówić prawdę. W przeciwnym razie ojciec jeszcze bardziej będzie się gniewał.
— My... myśmy się huśtali.,., i nagle niespodziewanie złamała się gałąź.
Och, jaki zły jest ojciec!
— Ty, Piotrze, przecież wiedziałeś dobrze, że drzewko jest słabe! Dlaczego więc huśtaliście się na nim?!
Chłopcy nie śmieją podnieść oczu.
— Marsz do domu!
Wśliznęli się do mieszkania. Kolacja tego dnia była bardzo przykra. Ojciec nie powiedział ani słowa. Mama też się nie odzywała.
Potem musieli iść natychmiast do łóżka. Także Urszula, choć ona nic złego nie zrobiła.
— Czy tata nie dokończy nam dziś wczorajszego opowiadania? — zapytała po cichutku.
Ale mama potrząsnęła głową:
— Tata jest bardzo zagniewany na Piotra i Heńka.
— To każ im iść szybko i powiedzieć, że więcej już tego nie zrobią j— proponuje Urszula.
— Lepiej jutro, bo tata teraz chce być sam — mówi mama.
— Mamusiu, ja proszę cię bardzo, to ty opowiedz nam dalszy ciąg — błaga Urszula. — Przecież ja nie mogę za nich cierpieć. Piotr i Heniek leżą bardzo cicho. „Czy mama zechce?” — myślą.
Urszula wybiega z łóżka w nocnej koszuli i tuli się do mamy: — Bardzo cię proszę, mamusiu!
— Właściwie to nie chciałabym — mówi poważnie mama. — Ale może Piotr i Heniek zobaczą z tego opowiadania, jak to niedobrze być' nieposłusznym. Bo Adam i Ewa też byli nieposłuszni.
—- Naprawdę? — dziwi się Urszula. — Przecież oni tego nie chcieli.
— Tak, nie chcieli tego, ale szatan ich skusił. On był zazdrosny i nie mógł znieść, że mają tak pięknie w raju, że są dziećmi Bożymi i że kiedyś pójcją do nieba.
— To okropne! — mówi Urszula. Nagle zrobiło się jej zimno. Mama owinęła ją kocem.