że ssnwreguhąąee sfc rynlj z rsguiv nie funkqoniqą dobrze że ich nfepawvrrtitnii - nie nfto związane z ich medunizmani "tmitętn- | mm ak tej z hmchwocjaiii ich Wmlanb (na przykład dla bied- . rrychi - są uk znaczące, iż wymuszają tmenwencję państwa, i że Maaeweą roię w określaniu tych konsekwencji odgrywa tempo zaim- jS cjonmdi przemian. Aaaiza lUuniejo jasno pokazuje, że popularna doktryna ekonocmczna rAłni^yi że bogacenie sae jednostek podnosi i zamożność całego społeczeństwa - a wfce że wszyscy, łącznie z fokscS nvau korzystają ze wzrostu - w niewielkiej mierze da śe uzasadnić historycznie. Mann wyjaśnia również wzajemną zależność między ideMopani a poszczegóbtvmi grupami interesu. Pokazuje na przykład, jak tdsośogia wolnego rynku stała śę służebnicą nowych sfer przemysłowych, które posługiwały się nią szalenie wybiórczo: gdy wymagała tego ich własna korzyść potrafiły domagać się interwencji państwa.
Pbfemi napisał Wiefię tnasfrrmację, zanim jeszcze współczesna ekonomia ukazała ograniczenia samoregulujących się rynków. Nie ma dziś l«-7.yfgrt sje wsparcia intelektualnego dla twierdzenia, że rynki pozostawione samym sobie działają sprawnie, nie mówiąc już o sprawiedliwości efektów ich działania. Ilekroć brakuje jakichś informacji albo gdy rynki są niekompletne - a więc w gruncie rzeczy zawsze - dochodzi do interwencji, która zasadniczo mogłaby poprawić wydajność alokacji zasobów. Ogólnie biorąc, przesunęliśmy się w ostatnich latach w kierunku bardziej wyważonego stanowiska: dostrzegamy zarówno siłę. jak i ograniczenia rynków oraz rozumiemy konieczność odgrywania przez państwa większej roli w gospodarce - choć granice tej roli pozostają przedmiotem dyskusji Istnieje na przykład ogólna zgoda co do znaczenia rządowych regulacji rynków finansowych, ale nie ma zgody co do najlepszego sposobu, w jaki regulacje te powinny być realizowane.
Czasy współczesne dostarczyły też niemało dowodów potwierdzających doświadczenia historyczne: bywa, że wzrost gospodarczy prowadzi do powiększania Się obszarów biedy. Ale wiemy także, że wzrost może większość segmentów społeczeństwa przynosić ogromne korzyść, tak jak się to działo w niektórych bardziej oświeconych, rozwiniętych krajach przemysłowych.
Polanyi kładzie nacisk na wzajemne powiązania wolnego rynku pracy, wolnego handlu i samoregulujących się mechanizmów monetarnych opartych na systemie waluty złotej. Był on więc w swoim dziele prekursorem dominującego dziś podejścia systemowego (natomiast
zapowiedź jego mysfi można odnaleźć w pracach tw&TCÓw ciononuct-nej teorii równowagi ogólnej z przełomu XIX i XX stulecia! Nadal spotkać można ekonomistów, którzy trzymają się kurczowo wiary w pieniądz oparty na zlocie i uważają, że odejście od niego było źródłem problemów współczesnej gospodarki, jednak dla rvsvłen-ników samoregulujących się mechanizmów rynkowych poglądy te stanowią tylko kolejne wyzwanie. Elastyczne kursy nahnone są dtd powszechnie stosowane i można by argumentować. że powinno to wzmocnić pozycje tych. którzy wierzą w samoreguiację. W koócu dlaczego międzynarodowe rynki dewizowe miałyby obowiąiy-wać reguły odmienne od tych, którym podporządkowane są inne rynki?
Ale tu właśnie odsłania się mińskie podbrzusze doktryn o samoregulujących się rynkach (przynajmniej przed tymi. którym nie wystatczą społeczne konsekwencje tych doktryn)! Istnieje boyyiem dostatecznie wiele dowodów na to. że rynki walutowe (podobnie jak rynki innych aktywów) wykazują nadmierną niestabilność - większą, niż można wytłumaczyć zmianami zachodzącymi w ich podstawach. Istnieje też dostatecznie dużo dowodów, że nadmierne zmiany cen na tych rynkach (a mówiąc szerzej: nadmierne oczekhvania inwestorów) mogą zdewastować gospodarkę. Ostatni światowy krvzvs finansowy przy pomniał dzisiejszemu pokoleniu lekcję, którą nasi dziadkowie przerobili w czasie Wielkiego Kryzysu: samoregulująca się gospodarka nic zawsze działa tak dobrze, jak chcieliby nam wmówić jej orędownicy Nawet instytucjonalne bastiony wiary w system wolnorynkowy, takie jak amerykańskie Ministerstwo Finansów (czy to w rękach republikanów, czy demokratów) lub Międzynarodowy Fundusz Walutowy, nie wierzą w to, że państwo nie powinno ingerować w kursy walutowe; inna rzecz, że instytucje te nigdy nie przedstayyih' spójnego i przekonującego wyjaśnienia, dlaczego ten akurat rynek powinien być traktowany inaczej niż wszystkie inne.
Brak konsekwencji w działaniach Międzynarodowego Funduszu Walutowego - z jednej strony głoszenie rviarv rv system wolnorynkowy, z drugiej zaś strony regularne interweniowanie na rynku \va-lutowym przez tę publicznif organizację, dostarczającą funduszy na spłacenie zagranicznych wierzycieli przy jednoczesnym windowaniu lichwiarskich stóp procentoyyych, poyvodującvch bankructwa firm krajowych - zyyriastowały już debaty ideologiczne 1 początków XIX wieku. W gruncie rzeczy praw-dziwie yvolne rynki pracy i towarów nigdy nie istniały. To ironia losu, że dziś już niewielu ludzi gotowych jest
IX