63
Lecz piękny nazajutrz dzień zawitał. Pomyśliłem sobie: owad} po deszczu tłumnie występować zwykły, z pi wnością ukaże się i Ledra aurita. Jeszcze rano było, gdym na Prądniku stanął. Zapuściłem się w ten las dębowy, ale już nie kierunkiem zwyczajnym, który mnie zawsze przywodził na iniejspp fatalnego środowego wypadku, lecz porzucając tę drogę, szedłem nieznaną okolicą lasu. Już to, rzekłem sobie, ostatnia wycieczka w te miejsca. 'Mieszczanin niezawodnie jutro wyjechać zechce. Nie będę miał śmiałości odkładać wyjazdu, nie mogąc tego usprawiedliwić przyczyną zrozumiałą dla tych ludzi. Zresztą, co do pobytu w Ojcowie, czas odszedł już daleko od postanowienia pierwszego. Pojadę, nie mogę. się ociągać, i rozpocząłem moje śledztwo po krzakach dębowych. Flaszki, które dziś w daleko mniej-szćj niż zwykle ilości przyniosłem, przeznaczone były tylko na coś nadzwyczajnie rzadkiego. Nie spostrzegłem jednak jak już kolo południa, prawie wszystkie zajęte zostały, a ku wieczorowi brakłoby może w nich miejsca i na Ledrę, gdyby się była znalazła. Ale ona kryła się dnia tego tajnićj niż kiedykolwiek, bo żaden nawet inny skoczek nie dał mi się widzieć w tej wyprawie. Hamowałem tćż mój zapęd, stosownie do onegdajszego postanowienia: odwodziłem myśl od niej, i to mi przychodziło łatwo; wyznać tu bowiem muszę, iż na każde przywołanie nie omieszkała odnowić ran mćj duszy inna, warszawska Ledra. Ledro prądnicka! do ciebie mówię nie mogąc cię zobaczyć; Ledro warszawska, widzę cię, a mówić z tobą nie mogę. Jedna ukryłaś się przede-mną z rozkazu Boga tych lasów', druga oniemiałaś z woli okrutnćj prześladowczym serca mojego! Niech tu odetchnę swobodą, pewny, że stopa jćj nie zajdzie w ojcowskie góry, tylko na włoskie albo szwajcarskie wstępować rada... Wysokie opiekunki moje, wulzięczność wTam, bylebym tu i z myśli usunąć was zdołał: wy, które z nieporównaną dobrocią zaszczytami mnie okrywacie, dajecie swój trzewik stary, Wydarłszy okrutnie świat moich uczuć. Dusze zimne1 któ-i'ym aby się podobać, życia się zrzec potrzeba. Szczęśliwi, którzy czuć przestali w grobowem uśpieniu...
Tak błąkając się w myślach, postrzegłem, żem się i w le-sie zabłąkał. Niespodzianie uderzył mnie widok, białym otoczonego murem smardzewickiego cmentarza w polu.